Jestem miłosierny?

ks. Dariusz Kowalczyk

|

GN 16/2017

publikacja 20.04.2017 00:00

By pełnić czyny miłosierdzia, potrzeba nam prowadzenia przez Ducha Świętego. W przeciwnym razie możemy pomylić miłosierdzie z przymykaniem oczu na zło.

Jestem miłosierny?

Spróbujmy sobie przypomnieć sytuację, w której okazaliśmy się miłosierni. Przychodzą mi do głowy różne dobre czyny, które łaskawy Bóg pozwolił mi spełnić. Ale czy rzeczywiście były to czyny miłosierdzia? Może raczej wypełniłem swój obowiązek? I zamiast opowiadać o miłosierdziu, jakie rzekomo okazałem, powinienem raczej przypomnieć sobie zalecenie Jezusa: „Tak mówcie (…): »Słudzy nieużyteczni jesteśmy; wykonaliśmy to, co powinniśmy wykonać«” (Łk 17,10). Jeśli poszedłem na rękę, choć nie musiałem, studentowi, który przyszedł do dziekanatu z problemem powstałym z powodu jego zaniedbania, to okazałem się miłosierny? No, nie przesadzajmy! Różne uprzejmości, które sobie nawzajem czynimy, nie od razu są miłosierdziem. Trzeba uważać, aby w mówieniu o własnym miłosierdziu nie popaść w żenującą bufonadę. Czujemy się wielce miłosierni, a tymczasem zachowaliśmy się po prostu przyzwoicie.

A może niepotrzebnie dzielę włos na czworo z tym miłosierdziem? Katechizm w sposób prosty poucza nas co do uczynków miłosierdzia względem ciała i względem duszy. Są to m.in.: spragnionych napoić, chorych nawiedzać, grzeszących upominać, strapionych pocieszać, modlić się za żywych i umarłych… Tyle że jak pomodlę się za jakiegoś zmarłego, to wcale nie mam wrażenia, że okazałem się miłosierny. Po prostu zrobiłem to, co powinienem zrobić. Być może te rozterki pokazują, że miłosierny jest jedynie sam Bóg, a wszystko to, co można by nazwać czynieniem miłosierdzia w naszym życiu, jest odbiciem, darem Jego miłosierdzia. Stąd chwała należy się miłosiernemu Bogu, a nie nam. By prawdziwie pełnić czyny miłosierdzia, potrzeba nam rozeznania, czyli prowadzenia przez Ducha Świętego. W przeciwnym razie możemy pomylić miłosierdzie z przymykaniem oczu na zło lub robieniem dobrej miny do złej gry.

Miłosierdzie oznacza niekiedy matczyną czułość, ale innym razem wymaga zdecydowania i surowości. Czy Jan Chrzciciel, który wołał: „Plemię żmijowe (...). Już siekiera do korzenia drzew jest przyłożona. Każde więc drzewo, które nie wydaje dobrego owocu, będzie wycięte i w ogień wrzucone” (Łk 3,7-9), był niemiłosierny? Nie! Paradoksalnie również wtedy głosił miłosierdzie. Bo miłosierdzie wymaga czasem twardych słów wzywających do nawrócenia. Nie wymyślajmy sobie zatem miłosierdzia na miarę naszego pojmowania spraw, ale prośmy Ducha, byśmy rozumieli, co znaczy: „Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny” (Łk 6,36). 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.