Ksiądz z Titanica

Jacek Dziedzina

publikacja 13.04.2017 00:00

Jest pomysł na nową ekranizację kinowego hitu. Zamiast ckliwej historii o romansiku na pokładzie, warto pokazać prawdziwego bohatera legendarnej katastrofy.

12 kwietnia 1912 r. Titanic wyruszył w rejs do USA. Jednym z pasażerów był ks. Thomas Byles. 12 kwietnia 1912 r. Titanic wyruszył w rejs do USA. Jednym z pasażerów był ks. Thomas Byles.
wikimedia

Ksiądz Thomas Byles z Anglii płynął do Nowego Jorku na ślub i wesele brata Williama. Brata, z którym wspólnie odkryli katolicyzm i dokonali konwersji. Dzień przed zderzeniem z lodowcem ks. Thomas wygłosił ostatnie kazanie na pokładzie Titanica. Mówił o tym, że warto mieć przy sobie koło ratunkowe w postaci modlitwy i sakramentów na wypadek duchowej katastrofy i pokus... Gdy stało się jasne, że zatonięcie statku jest kwestią godzin, miał szansę wskoczyć do szalupy i ratować życie. Kilka razy odmówił, wybierając modlitwę i spowiadanie tonących pasażerów. Poszedł na dno Atlantyku 15 kwietnia 1912 roku wraz z orkiestrą, grającą do końca „Być bliżej Ciebie chcę”, i prawie 1500 innymi osobami. Papież Pius X nazwał go później „męczennikiem Kościoła”, a bratu Williamowi przesłał błogosławieństwo dla jego małżeństwa, którego nie zdążył pobłogosławić Thomas...

Nowa stara opowieść

Co nowego można napisać o Titanicu? Historia, wydawałoby się, tak rozpracowana, przerobiona i opowiedziana jak chyba żadna inna. No więc nie do końca tak jest. Po pierwsze, sam przebieg katastrofy ­– choć w głowach mamy utrwalone głównie przez kino, „oczywiste” przyczyny (zderzenie z lodowcem i w jego wyniku późniejsze przełamanie się kadłuba) – nie przestaje być przedmiotem kontrowersji. Od dawna ważną hipotezą jest wybuch pożaru w kotłowni jeszcze przed wypłynięciem na otwarty ocean – ślady miały być widoczne na tej stronie burty, którą odwrócono specjalnie w stronę wody, gdy w porcie Southampton w południowej Anglii ks. Thomas Byles wchodził na pokład „niezatapialnego” Titanica. Inny ślad odkryto całkiem niedawno – w odległości ok. 2 mil od wraku okrętu znaleziono kompletne fragmenty dna statku. Hipoteza głosi, że dno odpadło, bo było zbudowane metodą oszczędniejszą, niż zakładał projekt. Również odkrywane historie osób, które płynęły na Titanicu, pozwalają przełamać obrazy utrwalone w naszej wyobraźni przez filmowe interpretacje. I właśnie postać ks. Bylesa, choć znana w wąskim kręgu zainteresowanych, nigdy nie przebiła się do powszechnej świadomości, a z czasem została zapomniana nawet w jego rodzinnej Anglii. Dla mnie niezwykłym odkryciem była strona internetowa poświęcona osobie cichego bohatera Titanica (fatherbyles.com), gdzie znajdują się m.in. świadectwa uratowanych, którzy wspominają księdza, obszerne fragmenty artykułów prasowych z tamtego okresu, a nawet korespondencja ks. Bylesa z jego bratem, ukazująca też drogę duchową, jaką wspólnie przechodzili (William, zanim wyjechał do USA, gdzie poznał żonę, jako pierwszy został katolikiem, próbując nawet zostać jezuitą).

Bilet za 13 funtów

Ksiądz Thomas został Thomasem dopiero po przejściu na katolicyzm. Wcześniej znany był jako Roussel Davids Byles. Dorastał w protestanckiej rodzinie (ojciec był pastorem) w hrabstwie Yorkshire w północnej Anglii. Podczas studiów w Oxfordzie wstąpił do Kościoła anglikańskiego. Od kongregacjonalizmu odszedł z powodu, jak to ujął, słabego umocowania historycznego i odrzucania sakramentów. Pierwszym sygnałem, że to jeszcze nie koniec jego poszukiwań duchowych, był list do brata Williama, wysłany 24 lutego 1894 roku. Roussel pisał w nim m.in.: „Wiesz, mam ostatnio kłopot z tym wszystkim. Faktem jest, że nie jestem zdolny uznać stanowiska anglikańskiego. Odsunąłem na razie moje święcenia diakonatu”. W tym czasie studiował ojców Kościoła i apologetykę. Katolikiem został 23 maja tego samego roku, przyjmując imię Thomas, a święcenia kapłańskie otrzymał 15 czerwca 1902 roku. Od 1905 roku pracował w parafii św. Heleny w Ongar w hrabstwie Essex. Kiedy w Poniedziałek Wielkanocny 8 kwietnia 1912 roku pakował się na podróż przez Atlantyk, odwiedził go stary przyjaciel, ks. Edward Watson. Opowiadał Thomasowi o niebezpieczeństwach związanych z lodowcami właśnie w tym okresie. Na odchodne powiedział przyjacielowi: „Mam nadzieję, że wrócisz”. Cztery dni później, z biletem drugiej klasy za 13 funtów o numerze #244310, ks. Byles znajdował się na pokładzie Titanica. Z kapitanem Smithem umówił się, że będzie mógł wykorzystać przestrzeń na statku do odprawiania Mszy św. dla chętnych pasażerów. Niemal całą sobotę 13 kwietnia spędził na słuchaniu spowiedzi. W niedzielę odprawił najpierw Mszę św. dla pasażerów drugiej klasy. To wtedy wygłosił swoją ostatnią homilię, w której dokonał czytelnego (choć do zderzenia z lodowcem miało dojść dopiero w nocy z niedzieli na poniedziałek) porównania: tak jak potrzebne jest koło ratunkowe w chwili katastrofy, tak potrzebujemy duchowego koła ratunkowego w postaci modlitwy i sakramentów, żeby ratować swoje dusze.

Kolejka do spowiedzi

Świadkowie, którzy ocaleli z katastrofy (m.in. Helen Mary Mocklare, Bertha Moran, Agnes McCoy), wspominali później, że w chwili zderzenia z lodowcem widzieli ks. Bylesa na górnym pokładzie, ubranego w strój liturgiczny, chodzącego tam i z powrotem i odmawiającego brewiarz. Gdy do ludzi stopniowo docierała informacja o zderzeniu z lodowcem, ks. Byles stał się faktycznym przywódcą duchowym, który starał się opanować wybuchy paniki, na początku zwłaszcza wśród pasażerów trzeciej klasy. To tam zaczął najpierw spowiadać coraz liczniejszych chętnych. Między słuchaniem spowiedzi i odmawianiem Różańca osobiście odprowadzał ludzi i pomagał dostać się do łodzi ratunkowych. Kiedy zagrożenie stało się jeszcze bardziej oczywiste, zaczął słuchać jeszcze więcej spowiedzi; gdy w tym czasie kilka razy dostał propozycję skorzystania z szalupy ratunkowej – konsekwentnie odmawiał. Warto w tym miejscu przypomnieć, że o ile na początku w odpływających szalupach były jeszcze wolne miejsca (np. duża część załogi i bogatszych pasażerów wolała poczekać na spodziewaną pomoc w ciepłych salonikach Titanica), to w momencie, gdy okręt już faktycznie tonął, kolejka do ewakuacji była naprawdę ogromna. Ks. Byles, podobnie jak słynna orkiestra czy radiooficerowie, świadomie zrezygnował z możliwości ewakuacji. Ostatni uciekający świadkowie mówili, że na samym końcu ks. Thomas klęczał z około setką ludzi – z pierwszej, drugiej i trzeciej klasy – odmawiając Różaniec i udzielając im absolucji generalnej.

Ks. Thomas Byles utonął w Atlantyku 15 kwietnia 1912 r. razem z 1500 innymi pasażerami Titanica.   Ks. Thomas Byles utonął w Atlantyku 15 kwietnia 1912 r. razem z 1500 innymi pasażerami Titanica.
wikimedia

Brat męczennik

„Drogi Williamie. Nie jestem pewien, czy ceremonia ślubna w Anglii wygląda tak samo jak w Ameryce” – pisał Thomas do brata 13 lutego 1912 roku. Cieszył się na ten ślub i podróż do USA. Z Williamem łączyła go wspólna droga wiary, której świadectwo zachowało się m.in. w pozostawionych listach. Były to niemal dysputy teologiczne, w których bracia nawzajem zadawali sobie pytania i przekonywali do poszczególnych prawd wiary. W liście z 14 września 1984 roku William pisał do brata: „Mam problem ze zrozumieniem jednej rzeczy. Nasz Pan nauczał 1900 lat temu w kraju znanym jako Palestyna, przez około trzy lata. Wiele z Jego słów zostało zapisanych przez ewangelistów pod natchnieniem Ducha Świętego. Widzimy jednak, że jeden człowiek, który przyjmuje Pismo Święte jako natchnione Słowo Boże, mówi, że odkrywa jedną rzecz, a inny człowiek, że znalazł zupełnie inną. Jednocześnie obaj wyznają, że znaleźli to po modlitwie i pod przewodnictwem Ducha Świętego. Weźmy na przykład kwestię Prawdziwej Obecności w Najświętszym Sakramencie Ołtarza. Wikariusz O’Bardsy mówi w swoich kongregacjach, że w Eucharystii wierni nie przyjmują Ciała i Krwi naszego Pana, podczas gdy w pobliskiej parafii św. Marii Magdaleny wikariusz Redhead mówi swoim wiernym, że w Eucharystii Świętej naprawdę i prawdziwie przyjmują Ciało i Krew naszego Pana. Obaj wyznają, że wywodzą swoje doktryny z tego samego źródła i tego samego natchnienia. Ale jest oczywiste, że jedna z nich musi być błędna. Która z nich?” – pytał starszego brata. Gdy na nowojorski Brooklyn, gdzie brat czekał na Thomasa, dotarła wiadomość o tragicznej śmierci, zrezygnował on z hucznego wesela. Ślub się odbył, a w podróż poślubną młoda para udała się do Rzymu, gdzie przyjął ich papież Pius X, który nazwał ks. Bylesa „męczennikiem Kościoła”.

W gazecie nowojorskiej „The Brooklyn Daily Eagle” z 17 kwietnia 1912 roku ukazał się tekst, w którym cytowano słowa Williama: „Mój brat był księdzem. I jego obowiązkiem jako księdza było pozostać na statku do końca. On znał swoją powinność. On musiał pójść na dno razem ze statkiem”. Mówił tak, choć do końca szukał Thomasa na liście ocalałych, którą opublikowała firma odpowiedzialna za rejs, White Star. Ks. Joseph Cooreman SJ, wikariusz generalny diecezji, z której pochodził ks. Byles, w liście do Williama z 28 sierpnia 1912 roku pisał: „Modlę się za pańskiego brata, ale prawdę mówiąc, skłaniam się bardziej ku temu, żeby to jego prosić o modlitwę za mnie (...) Zginął jako męczennik miłosierdzia. I jestem szczęśliwy, że Jego Świątobliwość Papież przekazał panu i małżonce swoje błogosławieństwo. Małżeństwo pobłogosławione z nieba przez brata męczennika i na ziemi przez Wikariusza Chrystusa musi być szczęśliwe”.

Dopiero 103 lata od śmierci ks. Bylesa, czyli niedawno, proboszcz parafii św. Heleny, w której posługiwał jeden z bohaterów Titanica, rozpoczął starania o rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego. Może w tym czasie ktoś w Hollywood wpadnie na pomysł nakręcenia kolejnej wersji „Titanica” – tym razem z prawdziwym bohaterem na pierwszym planie? 

Dostępne jest 9% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.