Nauka poszła w las

W rok po zamachach w Brukseli belgijska prasa nie pyta o to, czy społeczeństwo jest dziś bardziej bezpieczne, tylko czy nie stało się bardziej islamofobiczne.

Rocznica tragedii to dobra okazja, by odpowiedzieć na proste pytania: co państwo zrobiło, by znaleźć i pociągnąć do odpowiedzialności zleceniodawców zamachów; czy siatki terrorystyczne w brukselskich dzielnicach dotąd omijanych przez służby z daleka zostały rozbite lub chociaż trochę rozpoznane; co z rodzinami ofiar, co z resztą społeczeństwa, czy na lotnisko Zaventem i na stację metra Maalbeek można wybrać się z poczuciem bezpieczeństwa większym niż rok temu. Itd. itp. Zwłaszcza że odpowiedzi na te pytania nie stawiają państwa belgijskiego (czyżby kolejne państwo teoretyczne?) w najlepszym świetle.

Zamiast tych rzeczowych pytań, na przykład dziennik „Le Soir” snuje rozważania, na ile nienawiść zamachowców i tych, którzy za nimi stoją, skaziła społeczeństwo przyczyniając się do wzrostu islamofobii... Autorzy tego rocznicowego „raportu” nie pytają o setki tych, którzy przeżyli zamachy i do dziś leczą się albo w szpitalach, albo u psychiatrów. Zamiast tego rzucają skądinąd prawdziwym hasłem: „Życie zawsze zwycięży”. Prawdziwym w kategoriach wiary, nie zaś w sytuacji, gdy jest narzędziem do przykrycia bezradności czy raczej ideologicznej opieszałości w tworzeniu warunków do bardziej bezpiecznego życia.

Ojciec może wybaczyć oprawcom swojej rodziny, nie dając się zniszczyć nienawiści i chęci zemsty. Ale ten sam ojciec nie zrezygnuje z dojścia do prawdy, ani tym bardziej z większej czujności ze względu na tych, którzy zostali. W Belgii najwidoczniej elity nie odrobiły tragicznej lekcji z zeszłego roku.