Ani widu, ani słychu

Jeśli mówi, że „ta choroba nie zmierza ku śmierci”, to znaczy, że ostatecznie zakończy się eksplozją życia. Nawet jeśli trup już śmierdzi, a wszystkie okoliczności przyrody krzyczą, że tym razem się pomylił.

„Pomnożę waszą liczbę” – te słowa wracały do nas przez lata. I co? Ani widu, ani słychu. Na spotkania wspólnoty jak przychodziła garstka, tak pozostało. Po jakichś dwóch latach czekania zaczęliśmy dorabiać do tej obietnicy pobożną ideologię. Tak robimy zazwyczaj, gdy nie widzimy owoców, a zmęczeni czekaniem jak osioł ze "Shreka" wysyłamy do nieba akty strzeliste: „Daleko jeszcze?”. We wspólnotowych rodzinach rodziły się dzieci. „Na pewno Bogu chodziło o to! Pomnaża naszą liczbę!” – pocieszaliśmy się.

W ubiegłym roku „pomnożył naszą liczbę”, przestaliśmy mieścić się w salce. Tyle, że zrobił to po swojemu. I w swoim czasie.

Jest Bogiem i jeśli coś obieca, dotrzyma słowa. „Słowo, które wychodzi z ust moich, nie wraca do Mnie bezowocne, zanim wpierw nie dokona tego, co chciałem, i nie spełni pomyślnie swego posłannictwa” – zapowiada w dzisiejszej liturgii czytań.

Jeśli mówi. że „ta choroba nie zmierza ku śmierci”, to znaczy, że ta martwa sytuacja skończy się ostatecznie eksplozją życia. Koniec, kropka. Nawet jeśli po czterech dniach wydaje się, że jest już „po ptokach” (ang: „after birds”), a zrozpaczone Marta i Maria bezradnie krzyczą: „Gdybyś tu był, nasz brat by nie zginął”. („Po co teraz przychodzisz? Teraz? Cztery dni po czasie? Jest za późno, nie rozumiesz? Nic już nie da się zrobić!”). I choć wszystkie okoliczności przyrody krzyczą, że tym razem Jezus się pomylił, bo jednak, jak widać na załączonym obrazku, „choroba zmierzała ku śmierci”, ostatecznie okazuje się, że to On miał rację.

Jeśli zapowiada, że „dziewczynka nie umarła, tylko śpi”, to wszystkowiedzący, cyniczny tłum może sobie reagować rechotem. On naprawdę wie, o czym mówi.