Co łączy Czesława Niemena, Marka Bilińskiego i... zespół Papa Dance? Wszyscy oni znaczącą część swojej twórczości oparli na instrumentach elektronicznych.
W latach 80. i 90. Czesław Niemen występował głównie ze swoją „robotestrą”.
Günter Gueffroy /picture-alliance/dpa/PAP
Oczywiście towarzyszyły im zupełnie różne aspiracje artystyczne i w różny sposób tę elektronikę wykorzystywali, ale wszyscy w jakimś sensie byli prekursorami na naszej niwie. Wszyscy też znaleźli się w „Antologii polskiej muzyki elektronicznej” pod redakcją Marka Horodniczego, wydanej właśnie przez Narodowe Centrum Kultury. To publikacja bardzo potrzebna, bo zjawisko el-muzyki jak dotąd nie doczekało się na naszym rynku monografii z prawdziwego zdarzenia. A przecież duża część polskiej muzyki elektronicznej to twórczość naprawdę wartościowa pod względem artystycznym i mogąca śmiało konkurować ze światowymi osiągnięciami tego nurtu.
Autorzy antologii skupili się na dwóch dekadach – latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Decyzja jest zrozumiała: po roku 1989 nastąpiła prawdziwa erupcja muzyki techno i gatunków jej pokrewnych – to też muzyka elektroniczna, ale zupełnie innego rodzaju. Mogą ją bowiem tworzyć także, jak zauważa Horodniczy, „uzdolnieni dyletanci” – wystarczy, że mają jako takie pojęcie o muzyce i sprawnie posługują się komputerem. Natomiast artyści prezentowani w tej książce musieli wykazać się znacznie większą innowacyjnością. Na przykład lider Kombi Sławomir Łosowski samodzielnie przerabiał sprowadzane z Zachodu instrumenty, żeby uzyskać oryginalne brzmienia.
Dostępne jest 14% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.