Dobro niedobrania

Franciszek Kucharczak Franciszek Kucharczak

|

GN 6/2017

publikacja 09.02.2017 00:00

Dobre małżeństwa są bardzo niebezpieczne – kończą się śmiercią.

Dobro niedobrania

Właśnie przeczytałem w gazecie, że co trzecie małżeństwo w Polsce kończy się rozwodem. Dotyczy to głównie związków, których staż małżeński nie przekracza 10 lat. I teraz najciekawsze: najczęstszym powodem orzekania rozwodów jest „niezgodność charakterów”.

Bardzo wygodna formuła. Gdy wiele lat temu do orzekania rozwodów zastosowano ją w Ameryce, Chesterton tak to skomentował: „Jeśli Amerykanie mogą się rozwodzić z powodu »niezgodności charakterów«, to nie mogę pojąć, dlaczego wszyscy się nie rozwiodą. Poznałem wiele szczęśliwych małżeństw, ale nigdy takiego, w którym występowałaby zgodność charakterów”. I, uwaga, kluczowe zdanie: „W małżeństwie chodzi o to, żeby zmagać się i przetrwać moment, gdy niedobranie staje się niezaprzeczalne; bo mężczyzna i kobieta jako tacy są niedobrani”.

Otóż to! To jakiś przeklęty mit, że małżonkowie muszą do siebie pasować, że muszą lubić te same góry i te same morza, że mają zachwycać się tymi samymi dziełami sztuki i mieć jednakowe poglądy w kwestiach społeczno-politycznych. A dlaczego to mit przeklęty? Bo on sprawia, że ludzie skupiają się na oczekiwaniach pod adresem drugiej osoby, a nie pod swoim adresem. Klucza do małżeńskiego szczęścia nie szukają w pracy nad sobą, tylko nad małżonkiem. To nie ja mam stać się znośny dla żony, to żona ma być moim aniołem. Gdy będzie, wtedy będziemy dobrani, bo ja od becika już jestem aniołem.

Awantury małżeńskie uśmierza się przez zamknięcie własnej gęby, a nie małżonka, ale nie zrozumieją tego poszukiwacze „zgodności charakterów”. Ci w każdym konflikcie małżeńskim widzą dowód na to, że źle wybrali. A owszem, źle wybrali – należało kupić żonie kwiaty, a oni kupili sobie pół litra.

Dosłownie „dobrane” związki to tworzą geje i lesbijki. Ci to wszystko mają jednakowe, nawet narządy płciowe. Tylko co z tego, skoro takie dobranie jest w każdym sensie bezpłodne? Paradoksalnie małżonków łączy właśnie to, czym się różnią. To prowadzi do rozwoju, to otwiera oczy i zmusza do zmiany. Z tego wreszcie rodzi się nowe życie (znów niedobrane), a z nim szansa na jeszcze większą miłość.

Nie ma sensu „dopasowywanie się”. Dobre małżeństwo to związek miłości, a nie podobieństw. A miłość to poszukiwanie dobra drugiej osoby – tylko tak można znaleźć własne dobro.

Nie bez powodu mówi Pismo: „Mężowie, miłujcie żony, bo i Chrystus umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie” (Ef 5,25).

To nie jest wezwanie do perfekcyjnego dopasowania się, bo Jezus nie czekał, aż będziemy z Nim zgodni charakterem albo przynajmniej trochę przyjemniejsi. Nie szukał lepszego Kościoła. Umarł za taki, jaki jest. My raczej za małżonków nie musimy umierać, wystarczy, że będziemy z nimi żyli.

* * *

Pomoc pomocy

Znów postęp „postępu”: w Holandii doszło do eutanazji przymusowej. Pensjonariuszka domu opieki, zdradzająca objawy demencji, została uśmiercona przez lekarkę, mimo rozpaczliwej obrony. Co prawda wcześniej kobieta wspominała, że podda się eutanazji „gdy przyjdzie czas”, ale nie określiła terminu. Zrobiła to za nią lekarka, która uznała, że skoro starsza pani wychodzi w nocy na spacery, a do tego pojawiają się u niej symptomy gniewu lub lęku, to czas nadszedł. Wrzuciła jej do kawy środek uspokajający, żeby babcia nie sprawiała problemów. To jednak nie całkiem zadziałało i kobieta odzyskała świadomość. Rzucającą się staruszkę przytrzymali członkowie jej rodziny, co pozwoliło lekarce dokończyć procedurę „godnego odejścia”. Gdy sprawa dostała się do obiegu publicznego, zajęła się nią rządowa komisja ds. eutanazji, jednak jej członkowie uznali, że lekarka zachowała się prawidłowo. Jak widać w Holandii trzeba bardzo uważać, co się mówi, zwłaszcza gdy się jest emerytem, bo po eutanazji reklamacje są nieskuteczne.

Klapa prawdy

Jarosław Kurski, wicenaczelny „Wyborczej”, domaga się od biskupów, żeby zabrali głos w sprawie Lecha Wałęsy. Materiał na ten temat zatytułowano: „Syty i zadowolony Kościół milczy w sprawie Lecha Wałęsy”.  Kurski tak uzasadnił swój apel: „Trudno bowiem o przykład bardziej wiernego syna niż człowiek z Matką Boską w klapie”. Ech, panie redaktorze, Matka Boska w klapie to nie powód do specjalnego traktowania, tylko zobowiązanie – między innymi do prawdomówności.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.