Koniec nadziei

Piotr Legutko

|

GN 5/2017

publikacja 02.02.2017 00:00

Wybory sprzed 70 lat można uznać za początek PRL.

Stanisław Mikołajczyk w lokalu Komisji Wyborczej nr 21 przy ul. Mokotowskiej 12, podczas wyborów do Sejmu 19 stycznia 1947 roku. Stanisław Mikołajczyk w lokalu Komisji Wyborczej nr 21 przy ul. Mokotowskiej 12, podczas wyborów do Sejmu 19 stycznia 1947 roku.
PAP

Termin „wybory” kojarzy się w sposób naturalny ze świętem demokracji. To, co wydarzyło się w Polsce 19 stycznia 1947 r., nie było na pewno świętem, lecz raczej pożegnaniem z demokracją. Samo głosowanie poprzedziła bezprecedensowa fala terroru, dokładne wyniki ustalono, zanim ludzie poszli do urn, natomiast same wybory były propagandowym spektaklem. Polskie Stronnictwo Ludowe – jedyna partia niekontrolowana przez komunistów, licząca po wojnie pół miliona zdeklarowanych członków – zostało brutalnie rozgromione. Dziś nie ma wątpliwości, że inne rozstrzygnięcie nie wchodziło w rachubę, ale wtedy w ludziach tliła się jeszcze iskierka nadziei. Liczono na gwarancje Zachodu, pamiętano wybory na Węgrzech z listopada 1945 r., w których zwycięstwo odniosła partia drobnych rolników (tamtejszy PSL), zdobywając 57 proc. głosów. Co prawda w czerwcu 1946 r., organizując referendum, komuniści już pokazali, że nie jest ważne, kto głosuje, ale kto liczy głosy. Z drugiej jednak strony dla wszystkich jasne było, że PPR i jej satelici nie mają w Polsce żadnego społecznego zaplecza. – Stanisław Mikołajczyk kalkulował, że właśnie dlatego Stalin zgodzi się na trwały udział PSL we władzy, oczywiście za cenę uległości, głównie w polityce zagranicznej. Tyle że Stalin nie chciał mieć partnera, nawet uległego, lecz jedynie wykonawcę poleceń – ocenia Maciej Korkuć, naczelnik Biura Edukacji Publicznej w krakowskim IPN.

Dostępne jest 16% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.