Film „Smoleńsk”

ks. Dariusz Kowalczyk

|

GN 5/2017

Film „Smoleńsk” wydrwiono i opluto jeszcze przed jego powstaniem. Tym bardziej warto go obejrzeć.

Film „Smoleńsk”

Zacząłem oglądać film późnym wieczorem z zamiarem, że zobaczę tylko początek, a dokończę następnego dnia. Ale mnie wciągnął i obejrzałem całość za jednym razem. Być może nie mamy w tym przypadku do czynienia z filmem wybitnym z punktu widzenia sztuki filmowej, ale jest to kawał dobrego kina, łączącego w sposób nienachalny fakty z najnowszej historii i wymyśloną fabułę.

„Smoleńsk” mnie wzruszył. W przeciwieństwie do innych filmów opowiadających o polskiej historii, na które czekałem. Mam na myśli „1920. Bitwa Warszawska” i zrobiony w koprodukcji z Włochami film „Bitwa pod Wiedniem”.

Film o tragedii smoleńskiej nie próbuje odpowiedzieć na pytanie o jej przyczyny. Z jednej strony oferuje poetycko-patriotyczne obrazy, a z drugiej pokazuje manipulacje medialne, poczynając od słynnej łże-instrukcji: „Winni są piloci, że lądowali. Pozostaje do ustalenia, kto ich do tego zmusił”. Autorzy filmu wskazują na kłamstwa w mediach, które rzeczywiście miały miejsce: pilot cztery razy podchodził do lądowania, pijany gen. Błasik wywierał presję na pilota, który z kolei do kolegów miał powiedzieć: „Jak nie wylądujemy, to nas zabiją”. Itd., itp.

Gra aktorska bardzo dobra albo rzetelna. Żadna rola nie razi jakąś sztucznością. Świetnie zagrani żona gen. Błasika i Lech Kaczyński. Bardzo dobry Redbad Klijnstra w roli cynicznego redaktora. Nie widzę też merytorycznych podstaw do skomasowanej krytyki Beaty Fido za rolę dziennikarki Niny. Wręcz przeciwnie, to porządnie, pomysłowo zagrana rola.

Zmieszanie filmu z błotem, że to „propagandowe dno”, „najgorszy film w historii kina” i „okropna nuda”, ma się nijak do rzeczywistości, ale po części wpisuje się w histerię, którą widzimy np. na manifestacjach KOD-u: Polsce zagraża upadek demokracji, faszyzm, Kaczor to Hitler!

Wygląda na to, że ci, którzy z zadowoleniem przyjmowali oplucie pilotów, gen. Błasika czy prezydenta, inaczej nie potrafią.

Przyznam, że czytając o „szmirowatej”, „cukierkowatej”, a nawet „okultystycznej” scenie, jak to ofiary tragedii smoleńskiej spotykają zamordowanych w Katyniu, sam miałem obawy. Tymczasem to bardzo ładny, wyważony, symboliczny obraz. Ponadto odpowiadający temu, co w wyznaniu katolickiej wiary nazywamy „obcowaniem świętych”.

Film „Smoleńsk” wydrwiono i opluto jeszcze przed jego powstaniem. Tym bardziej warto go obejrzeć.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.