Uwaga, nadchodzi sądny 11 stycznia

Franciszek Kucharczak Franciszek Kucharczak

publikacja 10.01.2017 13:23

Skoro się tak długo i tak heroicznie protestowało, to skutek musi przecież być jakiś. Choćby tyci, tyci.

Nadchodzi 11 stycznia, ten niezwykły dzień, który ma przynieść coś istotnego w kwestii „kryzysu parlamentarnego”. Nie wiadomo dokładnie, co właściwie ma się wtedy stać, ale skoro większa część sejmowej opozycji tę datę wyznaczyła na ewentualny finał wielodniowej okupacji mównicy sejmowej, to przecież musi chodzić o rzecz niezmiernie ważną, o jakieś przesilenie, o radykalną zmianę sytuacji. Nawet kolację wigilijną nasi bohaterowie zjedli w ławach na sali plenarnej, aby tylko dociągnąć do 11 stycznia. Nawet w sylwestra tam zabalowali – łącząc się w duchu ze swym pryncypałem, strajkującym rotacyjnie na Maderze.

Notabene ten pryncypał, jak się zdaje, właśnie opuścił swoich sojuszników i straż przy marszałkowskim pulpicie pełni już tylko Platforma. A czy ktoś zjawi się przed Sejmem, aby wesprzeć dzielnych bojowników demokracji? Z tym też jest kłopot, bo po pierwsze zimno, a po drugie twarz Komitetu Obrony Demokracji właśnie tę twarz straciła. Walczy jeszcze, odgraża się, że KOD-u nie odda, ale jego wizerunek bezinteresownego obrońcy społeczeństwa już nie istnieje nawet dla tych, którzy w takowy w ogóle wierzyli. Więc kto przyjdzie, kto pomoże, kto zakrzyknie: „precz z dyktaturą PiS”? No, może ktoś przyjdzie, ale tłumy to raczej nie będą.

Słabo to wszystko idzie. Więc co robić? Jak ratować słabnący kryzys w Sejmie? Przewodniczący Schetyna robi co może – to znaczy nie przychodzi na spotkania w sprawie rozwiązania kryzysu. I zapewne jeszcze na coś liczy. Na co? Trudno powiedzieć. Jest przecież w mniejszości, która jeszcze topnieje.

Chociaż… czy to takie istotne? Idąc za logiką twórców sejmowego „majdanu” – im mniej ich jest, tym większą mają rację. Skoro nie mają większości, to znaczy, że rządzić ma mniejszość. I ma odzyskać władzę. Na tym polega demokracja.