Święty spokój

Marcin Jakimowicz

|

GN 1/2017

publikacja 05.01.2017 00:00

„Tato, co robisz?” – spytał Nikodem. „Spisuję Spisz”. Między postrzępionymi szczytami Tatr, stokami Pienin i zielonych Gorców znalazłem piękno w czystej postaci.

Święty spokój ROMAN KOSZOWSKI /FOTO GOŚĆ

Spisz oddycha spokojnie pod czapą śniegu. Odpoczywa. Nieprzebrane tłumy pędzące na Podhale i stojące w gigantycznych korkach na zakopiance omijają go, dzięki Bogu, szerokim łukiem.

Za nami Honaj, przed nami Grandeus. Jak na dłoni widać z niego Trzy Korony, Tatry, Babią Górę i Gorce. Dziś mocno sypie, więc poza wirującymi płatkami śniegu nie zobaczymy wiele. To tu kilkadziesiąt lat temu mistyczka Mieczysława Faryniak, zwana „Panią ze Skałki”, szturmowała niebo, by na doliny Spisza Bóg wylał deszcz łask. W 1935 roku pojechała na wakacje na Hel. „Boże, jak tu pięknie!” – westchnęła, kąpiąc się w wodach Bałtyku. „A żeby pani wiedziała, jak u mnie jest pięknie. Jestem nauczycielką z Dursztyna” – rzuciła pływająca obok wczasowiczka. „W Bałtyku wyłowiłam nie bursztyn, ale Dursztyn” – śmiała się po latach pani Mieczysława, która osiadła na Spiszu.

Dostępne jest 10% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.