Rady na świecenie

Franciszek Kucharczak Franciszek Kucharczak

|

GN 1/2017

publikacja 05.01.2017 00:00

Już czas, żeby słowo „świecki” oznaczało tego, kto świeci.

Rady na świecenie

Słowo „świecki” nigdy nie oznaczało czegoś szczególnie duchowego, ostatnimi czasy jednak nabrało znaczenia wręcz antychrześcijańskiego. Gdy słyszymy na przykład, że państwo ma być świeckie, to znaczy, że autorzy tego postulatu najchętniej wysłaliby księży i osoby zakonne na Księżyc, a pozostałych katolików na rekolekcje do „Gazety Wyborczej”. Gdy pojawia się hasło „świecka szkoła”, to znaczy, że religia ma ze szkoły wypaść, a zamiast uczyć się o takich rzeczach jak zakładanie rodziny, małolaty dowiedzą się, jak zakładać prezerwatywę. I tak dalej. „Świeckie” znaczy w praktyce wrogie Bogu, wrogie Kościołowi, wrogie wartościom chrześcijańskim.

W tym kontekście określenie „świeccy katolicy” brzmi jeszcze gorzej niż kiedykolwiek. A nigdy nie brzmiało nazbyt szczęśliwie, bo pochodzi od słowa „świat”. Coś tu chyba szwankuje. Jeśli królestwo Jezusa nie jest z tego świata, to i chrześcijanie nie są z tego świata. Bo jeśli są, to nie są chrześcijanami.

To chyba nie najlepszy schemat na dzisiejsze czasy, wedle którego za praktyków życia Ewangelią uważa się tylko zakonników, ewentualnie innych duchownych. W potocznym mniemaniu to oni mają walczyć etatowo, a inni katolicy to w najlepszym razie obrona terytorialna. Amatorzy tacy, duchowi wolontariusze, zobowiązani do spełniania wymagań Ewangelii tylko w wąskim zakresie. Oni niech tam przyjdą do kościoła w niedzielę, niech się wyspowiadają raz do roku i będzie dobrze. A jak kto gorliwy, to niech paciorek odmówi.

To nie dla nich rady ewangeliczne, czyli czystość, ubóstwo i posłuszeństwo – to ślubują zakonni.

Jeśli jednak rady ewangeliczne są ewangeliczne, to przecież muszą być dla wszystkich – bo Ewangelia jest dla wszystkich.

W żadnym wypadku nie oznacza to, że zakony są niepotrzebne. Przeciwnie! Teraz są takie czasy, że wszyscy musimy być zakonnikami. No bo czy jest taki katolik, którego nie obowiązywałyby czystość, ubóstwo i posłuszeństwo? Na każdym kroku trzeba realizować te „rady” i każda taka realizacja może być źródłem łaski. A tacy na przykład katoliccy małżonkowie to nawet ślubują te rzeczy. Czystość zawiera się w ślubie wierności. Przecież kto nie jest czysty, ten nie jest wierny, a kto nie jest wierny, ten nie jest czysty. Małżonkowie z większym stażem wiedzą, że zachowanie czystości małżeńskiej bywa nie mniej wymagające od zachowania celibatu. Ubóstwo i posłuszeństwo z kolei mieszczą się w ślubie uczciwości małżeńskiej. Łamie ten ślub ktoś, kto nie uzgadnia z małżonkiem ważnych decyzji, kto ma na boku własną kasę albo prowadzi jakieś alternatywne życie.

Tak czy owak, nie ma chrześcijanina, który mógłby się zwolnić z rad ewangelicznych. No chyba że ktoś uważa się za człowieka z tego świata – ale czy to chrześcijanin?

Inne urodziny

Reżim Kim Dzong Una wprowadza w Korei Północnej zamiennik Wigilii Bożego Narodzenia. Obywatele tego kraju mają odtąd świętować urodziny Kim Dzong Suk, babci Kim Dzong Una, a żony Kim Ir Sena, pierwszego przywódcy KRLD. To trochę podobnie jak w wielu cywilizowanych krajach, gdzie Boże Dzieciątko zastępuje się bożkiem „nieurażania inaczej myślących”. To dużo subtelniejsze niż w komunistycznej Korei, ale skutek ten sam: też nie wiadomo, co to za święta.

„Dobro wspólne”

Jacek Żakowski bardzo się zdenerwował na kard. Kazimierza Nycza, gdy ten ośmielił się podać w wątpliwość słuszność kontynuowania hecy z okupowaniem Sejmu przez opozycję w Boże Narodzenie. „Święta są tak wielką i świętą sprawą, że jeżeli nie ma zupełnie jakichś nadzwyczajnych powodów, żeby nie można było przerwać tego bycia w Sejmie na czas świąt, to osobiście myślałbym, że to się powinno przynajmniej zawiesić. Dlatego, że to jest w jakimś sensie przeciwko tym świętom” – powiedział kardynał w Polskim Radiu. „Aż mną zatrzęsło” – wyznał Jacek Żakowski na portalu Wirtualna Polska. Zarzucił duchownemu brak odwagi i wziął na świadków ks. Tischnera i Jana Pawła II. „Czy nie byłoby ładniej, po chrześcijańsku i bardziej szlachetnie, gdyby katolicki hierarcha zamiast podważać racje ofiarnie, kosztem własnych rodzin protestujących posłów i obywateli, odwiedził ich jako braci cierpiących dla »dobra wspólnego«?” – zapytał. Oj, tak, „bracia” cierpią za miliony – za te miliony, które stracili po utracie władzy.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.