Poddaję się

Gdy dochodzimy do ściany i kresu naszych możliwości, zaczyna się suwerenne działanie Boga.

„Kiedy jednak przejdziemy przez próby, przez noce zmysłów i duszy, a kryzys wieku średniego odrze nas ze złudzeń i z naszej fałszywej wielkoduszności, wówczas pojawia się coś, co pochodzi od Ducha Świętego. W tym momencie naszego życia Bóg może w nas działać mocą swojego Ducha, ponieważ przestaliśmy żywić złudzenia, co do samych siebie, co do swoich zdolności do nienawiści i do pychy, i wiemy, że możemy kochać Boga i innych tylko sercem Boga, które kocha w nas”.

Oj, jak mocno dotknęły mnie wczoraj te słowa. Pochodzą z książki ks. Andre Daigneault „Od serca z kamienia do serca z ciała”.

Myślę, że tak to właśnie jest. Że wyznanie Piotra: „Panie, do kogoż pójdziemy?” nie było przygotowanym zawczasu, pobożnie przypudrowanym wierszykiem na „akademię ku czci’ czy zdanym na szóstkę sprawdzaniem ze znajomości Credo ale desperackim krzykiem człowieka, który doskonale wie, że „bez Niego nic nie jest w stanie uczynić”. Że wszystko, co zrobi sam z siebie, ostatecznie zepsuje. Będzie chciał stawiać namioty na górze Tabor, zacznie tonąć narażając się na kpiny braci, z którymi nie chciało mu się wiosłować, jako jedyny weźmie Jezusa na bok i zacznie czynić Mu wyrzuty, by usłyszeć ostre: „Zejdź mi z oczu szatanie”, jako jedyny zaoponuje z nieudawanym świętym oburzeniem: „Nigdy nie będziesz mi nóg umywał!”, będzie gorzko przełykał łzy, bo po niezwykle szczerej deklaracji: „Nigdy nie zaprę się Ciebie” usłyszy pianie koguta… Taki człowiek być może przybiegnie do grobu jako drugi, ale nie będzie miał żadnych oporów, by jako pierwszy wejść do środka.

Tam, gdzie kończą się nasze możliwości, zaczyna się czas działania Boga. W ubiegłym roku obserwowaliśmy ogromne przyspieszenie, przełomy w naszej wspólnocie. Wiele z nich dokonywało się wówczas, gdy bezradni dochodziliśmy do ściany. Wtedy zaczął działać On.

Tomek Budzyński jedną z proroczych pieśni Armii zakończył słowami: „Skończyłem. Rozpoczynaj!”. To był czas Triodante − albumu duchowego przełomu, pomostu między zanurzeniem w New Age, fascynacją gnozą a chrześcijaństwem. Życie pokazało, że Bóg potraktował tę deklarację poważnie.

Często w czasie modlitwy uwielbienia podnoszę do góry ręce. Wiecie, dlaczego? Bo się poddaję.