Ale to wciąga!

GN 50/2016

publikacja 08.12.2016 00:00

Jak zarazić parafian miłością do Biblii, opowiada ks. Leszek Mateja.

Ale to wciąga! Henryk Przondziono /foto gość

Marcin Jakimowicz: Jest Ksiądz głodny?

Ks. Leszek Mateja: Tak. To głód słowa Bożego, który towarzyszy mi od drugiej połowy lat osiemdziesiątych, gdy jako student AGH odkryłem na nowo Pana Boga we wspólnocie charyzmatycznej u krakowskich dominikanów. Wiązało się to zresztą ze zmianą wizji całego mojego życia. Skończyłem wprawdzie studia, ale nie zostałem inżynierem na kopalni, tylko kapłanem.

W Rusocicach ludzie (w ilościach hurtowych!) czytają Pismo Święte. Tak niesie wieść. Jak zaraził Ksiądz parafian miłością do Biblii?

Od chwili gdy zostałem proboszczem w tej podkrakowskiej wsi, wykorzystywałem formy pobożności, które ludzie znali i cenili. Nie dokonywałem gwałtownych, rewolucyjnych ruchów. Starałem się budzić u parafian głód słowa Bożego w ten sposób, że każdego dnia w czasie Mszy komentowałem Ewangelię. Dzień w dzień ludzie słyszeli komentarz do słowa Bożego. Już na początku mej posługi powstała pierwsza grupa biblijna. Czytaliśmy Ewangelię. Po kolei. To znakomita metoda propagowana przez ks. prof. Edwarda Stańka, dzięki któremu wszedłem w świat Ojców Kościoła, moich mistrzów w czytaniu Biblii. Zachęciłem ludzi, by odkryli na nowo nabożeństwa majowe przy kapliczkach. Przychodzili. Maj się skończył, więc w tych samych miejscach zaczęliśmy odprawiać nabożeństwa czerwcowe. Przyszedł jednak lipiec i zabrakło pomysłu na nabożeństwa przy kapliczkach. (śmiech) Ludzie zaczęli spotykać się u siebie w domach, w ogrodach, raz w tygodniu. Powstały cztery grupy. Ruszyły „ogniska modlitewne”, w których rozważano czytania niedzielne.

Dostępne jest 20% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.