Ciąża do remontu

"Wyborcza" ciągle na fali czarnych marszów wmawia wszystkim, że pigułki wczesnoporonne to antykoncepcja.

Pani z "Wysokich Obcia...", przepraszam, "...Obcasów" opisuje jakiś tam nieokreślony protest, z nieokreśloną liczbą uczestników z nieokreślonym tłumem hejtującym biedne, skrzywdzone kobiety, które potrzebują "antykoncepcji awaryjnej". Brzmi to wszystko jak wynurzenia duchowe Hugo-Badera, który co prawda głosów nienawiści wobec czarnoskórych nie słyszał, ale tak mu się to wszystko mocno wyobraziło, że... prawie słyszał.

Publicystka-feministka urzeka fantazyjnymi opisami przeciwników zbierania podpisów: "Była to nienawiść zaciśniętych szczęk i drgającej żyły na szyi (...) znalazło się kilkanaście osób - różnej płci, w różnym wieku - które nie mogły pohamować wściekłości na myśl o tym, że kobiety chcą kontrolować swoją płodność."

Nie, droga pani publicystko-feministko. Antykoncepcja "awaryjna", jak to określiłaś, to nie kontrolowanie swojej płodności, ale aborcja. Wczesna aborcja, ale zawsze morderstwo.

Malutka powtórka z biologii: powstanie człowieka następuje w chwili poczęcia, a więc połączenia się komórki jajowej z plemnikiem. Następnie zapłodniona komórka wędruje sobie od jajowodu do macicy i tam malutki człowieczek zagnieżdża się i czeka przez następnych dziewięć miesięcy aż przyjdzie na świat. Aborcja farmakologiczna powoduje odklejanie się zapłodnionego jajeczka od ściany macicy i wydalenie dziecka, jak przy porodzie. I pod tym względem aborcja farmakologiczna może być dla kobiety w konsekwencjach jeszcze bardziej traumatyczna niż ta "zwykła", operacyjna aborcja. W przypadku tej drugiej kobieta może zwalić winę na lekarza, który przeprowadzał na niej zabieg, kiedy ona była nieświadoma, pod narkozą, bezbronna. Ale w przypadku farmakologicznej aborcji to kobieta sama podejmuje decyzję. Łyka pigułkę, kładzie się do łóżka i czeka na "wydalenie płodu". Czyli pozbycie się swojego dziecka. I wcale nie wygląda to tak słodko, jak opisują poradniki aborcyjne.

Jest pigułka, a potem przychodzą skurcze, tak jak te podczas porodu. Bolesne skurcze trwające od kilku do kilkunastu godzin. Pojawia się krwawienie, bardzo obfite krwawienie, które może trwać od kilku dni do kilku tygodni. Wraz z krwawieniem występują skrzepy, a potem pojawia się różowe ciałko maleńkiego dzieciątka, które może zmieścić się na dłoni. Ból jest potworny. Często towarzyszą mu bóle krzyża, mdłości, gorączka, zawroty głowy, uderzenia gorąca, ogólne osłabienie, opryszczka, a także biegunka i wymioty. Czasem może występować wszystko naraz. Taki "pakiet poronny", bo przecież tym jest ta "antykoncepcja awaryjna".

A potem dochodzenie do siebie przez następne tygodnie, miesiące i lata. Ciało może znów wrócić do formy, ale duszy już tak łatwo nie da się naprawić. Zwłaszcza gdy człowiek wzbrania się przed konfesjonałem i miłosierną miłością Pana Jezusa.

Pani publicystka-feministka pisze, że "minister zdrowia PiS uważa kobiety za idiotki, które łykają drogie tabletki garściami, więc trzeba je zmusić do ganiania za receptą w sytuacji, gdy właśnie miały awarię antykoncepcji lub zostały zgwałcone".

Mnie w tym fragmencie najbardziej porusza stwierdzenie "awaria antykoncepcji". Kobieta, według feministek, to nie niewiasta, której należy się szacunek, miłość i czułość, ale maszyna, która ma zawsze dobrze działać, seksualnie, rzecz jasna. O żadnej "wpadce" nie może być mowy, a nawet jeśli się wydarzy, to kobieta musi sama sobie z tym radzić i naprawić usterkę. Jak samochód, który ma się sprawnie prowadzić. Bez uczuć, bez serca, bez tego wszystkiego, co przecież stanowi istotę kobiecości, a więc wrażliwego i delikatnego wnętrza podatnego na zranienia. Nie, nie, nie, żadne takie "babskie" rzeczy. Kobieta ma być jak chłop! "Zrobiła sobie" ciążę, to niech sobie ją teraz usuwa! Razem, siostry! Pokażmy, jakie to jesteśmy silne i niezależne.

Tylko co potem? Kiedy już opadnie kurz tych czarnych szaleństw i każda wróci do swojego wypielęgnowanego domu, w którym nie ma miejsca na kolejne dziecko. Kto zaopiekuje się taką kobietą z piętnem aborcji? Siostry-feministki? Czy siostry zakonne?