Nawet po śmierci Fidel Castro nie wypuszcza Kuby z rąk. Jego prochy są obwożone po całej wyspie, żeby poddani mogli im oddać należny hołd.
Fidel Castro słynął z wielogodzinnych przemówień.
Jose Goitia /dpa/pap
Wydawał się niezniszczalny. Kiedy zdobywał władzę na Kubie, w USA rządził Dwight Eisenhower, w ZSRR Nikita Chruszczow, w Polsce Władysław Gomułka. Cały świat wielokrotnie od tego czasu się zmienił, tylko władza Fidela pozostawała niezmienna. „Przetrzymał” dziesięciu prezydentów USA. W 2006 r. pozornie oddał władzę. W rzeczywistości nic się nie zmieniło. Zastąpił go brat Raúl, jego prawa ręka. Fidel rządził więc nadal, tylko „z tylnego siedzenia”.
Nic nie rozumiemy
Zwykli Amerykanie i zachodni Europejczycy nie rozumieli sytuacji na Kubie, bo nie przeżyli realnego socjalizmu. Dobrze oddaje to żart o rzekomym raporcie agentów CIA z Kuby do prezydenta Stanów Zjednoczonych: „Nie ma tu bezrobocia, ale nikt nie pracuje. Nikt nie pracuje, ale wykonywane są wszystkie plany produkcyjne. Wykonywane są wszystkie plany, ale nie ma nic w sklepach. Nie ma nic w sklepach, ale wszyscy coś jedzą. Wszyscy jedzą, ale cały czas narzekają. Cały czas narzekają, ale każdy idzie na plac Rewolucji wiwatować na cześć Fidela. Panie prezydencie, wszystko wiemy i nic nie rozumiemy”.
Dostępne jest 18% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.