Balon pękł

„Przewidywalni” prezydenci USA i sekretarze stanu już trochę napsuli w Ameryce i na świecie. Pora na „nieprzewidywalnego” Trumpa.

Krótko, na gorąco. "Nieprzewidywalny Trump to tragedia dla świata", słyszeliśmy od miesięcy. I słyszymy również dzisiaj w mediach, które tolerują zmianę pod warunkiem, że zmiana niewiele zmieni. Nie chcę bynajmniej w tym miejscu pisać, jak to dobrym prezydentem będzie Donald Trump – bo tego nie wiem, a i powodów do obaw on sam dostarczył nie raz. Chodzi mi tylko o powtarzane jak mantra frazesy o jego „nieprzewidywalności”. No cóż, "przewidywalni"  politycy amerykańscy już pokazali, jakim byli błogosławieństwem - przewidywalny do bólu George W. Bush rozwalił bezprawnie Irak, czego skutki świat odczuwa do dziś. Hilary Clinton też byłaby przewidywalna - można przewidzieć na przykład, że nielegalny przepływ kasy od Katarczykow do fundacji Clintonów czy zgoda na przejęcie przez Rosjan kolejnych koncesji na wydobycie uranu w USA (Hilaria załatwiła to jako sekretarz stanu) miałyby zielone światło, gdyby zdobyła Biały Dom.

Donald Trump, czego by o nim nie powiedzieć, pokazał w czasie kampanii, jak przekłuć ten nadmuchany przez liberalne media balon i to napuszenie, które sprawia, że przełykamy wielbłąda, a cedzimy komara. Liberalna demokracja piszczała z oburzenia, gdy Trump zawadiacko mówił, że uzna wynik wyborów tylko, gdy sam je wygra (toż to był znakomity dowcip, który zapowietrzył „obrońców demokracji”), ale jakoś nie piszczała z oburzenia, gdy Clinton okazywała się chyba najbardziej skorumpowanym w historii kandydatem na prezydenta USA.

Pora zatem na nieprzewidywalnych. God bless America.