Rozumieć Ukrainę

W Czernihowie, 300-tysięcznym ukraińskim mieście, jedna poetka, na dodatek prywatnie mama samotnie wychowująca synka, zorganizowała wielki festiwal poetycki „Lytavry”.

Tatiana Winnik, uczestniczka wielu europejskich spotkań poetyckich, pomyślała, że jej region może też stać się stolicą kultury, znaną w innych krajach i wymyśliła swój festiwal. Sama mieszka w mieście Niżyn, znanym z uniwersytetu Gogola (podobno kształcił się w nim pięć lat), i z tego, że przed wojną były tu otwarte 23 świątynie. Dlatego część spotkań festiwalowych miała miejsce w Niżynie, a część w Czernihowie. Przyjechali na nie poeci przede wszystkim z różnych stron Ukrainy, ale i z Niemiec, Gruzji, Wietnamu, Polski. Organizatorka do końca nie była pewna jaka partia czy firma sfinansuje jej działania, ale ostatecznie udało jej się przygotować trzydniowy festiwal nie tylko poezji, ale i innych dziedzin sztuki, bo w programie znalazły się też koncerty, spektakl teatralny. Uczestnicy spotykali się z uczniami szkół podstawowych, młodzieżą szkół średnich i studentami, świetnie władającymi językami obcymi, nie odstającymi od swoich kolegów z Zachodu Europy, a nawet przewyższającymi ich kulturą osobistą. Widać było, że młodzi mają nadzieję, a i sami są nadzieją, żywym argumentem na to, że przyszłość ich kraju może być lepsza. Opowiadałam im o Polsce, którą znali jedyne z Internetu, bo, żeby do nas przyjechać, potrzebują specjalnego zaproszenia, gwarantującego, że zapewnimy im na ten czas utrzymywanie. 

W festiwalu brało udział kilkunastu poetów ukraińskich i to oni nadawali spotkaniom ton. Ukraińcy, jakby nie mogąc otrząsnąć się ze zwyczajów dawnej epoki, przygotowywali kilkugodzinne wieczory prezentacji poezji i pieśni, starając się na każdym kroku podkreślać swój patriotyzm. Wszystkie spotkania zaczynał hymn, a i wierszach znajdowały się fragmenty poświęcone miłości do ojczyzny. Widać było, że sztuka wydaje im się dobrym sposobem budzenia uczuć patriotycznych, dodania sobie otuchy do wytrwania i do zmian, które są niezbędne w mocno zrujnowanie ojczyźnie.     

Na lotnisku Kijów-Boryspol, gdzie już od wejścia celnicy sprawdzali paszporty i kilkakrotnie przetrzepywali walizki, okazało się, że mam za dużo ukraińskich książek, które dostałam od tamtejszych kolegów. Ale wzięłam je do ręki, tłumacząc, że będę je czytać w samolocie. Bo właśnie książki i zamknięte w nich wiersze, podczas lektury otwierają nasze serca i pozwalają zrozumieć Ukrainę. Zmęczoną, poranioną, zabitą na Majdanie, rozdartą między oligarchów, ale tęskniącą za normalnością i swoją sławą.

TAGI: