DEMONstracja

Franciszek Kucharczak

Proroczo pomyliła się Joanna Scheuring-Wielgus z Nowoczesnej w czasie demonstracji na rzecz aborcji, gdy wzniosła hasło: „Dość dyktatury kobiet!”.

DEMONstracja

No racja – dość dyktatury tej wąskiej grupy zakompleksionych kobiet, zwanych feministkami, które bezkarnie podżegają do zabójstw dzieci, niszczą rodziny, deprawują młodzież, a z mężczyzn chcą zrobić bezwolnych, rozmemłanych i nieodpowiedzialnych trutni.

Ja wiem, to są biedne stworzenia, prawdopodobnie skrzywdzone w dzieciństwie lub w młodości. Może widziały, jak tata bije mamę, może były molestowane albo gwałcone – i wydało im się, że każdy facet to kanalia. Myślą więc, że świat będzie lepszy, jeśli coś się stanie z mężczyznami. Najlepiej, gdyby ich nie było. Nie są potrzebni – one to udowodnią. Dlatego próbują zastępować mężczyzn we wszystkich ich rolach, a za sprawą ideologii gender nawet udowadniać, że te role to wymysł patriarchalnej kultury.

Same feministki to margines – wystarczy spojrzeć na statystyki: która kobieta głosuje na partie kobiece? W Polsce jest nawet Partia Kobiet (te panie startowały kiedyś w wyborach), ale do jej wykrycia potrzeba mikroskopu. A jednak idee tej garstki nieszczęśliwych kobiet osiągają nieproporcjonalny sukces w mediach i na salonach.

Więc kto robi ten cały hałas?

Ano, oczywiście znowu faceci, ci najbardziej cyniczni, którzy bez mrugnięcia okiem wykorzystują kobiety już kiedyś wykorzystane. To tacy ludzie na całym świecie trzęsą biznesem aborcyjnym. Aborterzy to w większości mężczyźni. Właściciele klinik aborcyjnych – też zazwyczaj mężczyźni. To oni robią potworną kasę na potwornym procederze. A panie służą im do robienia wrażenia, że aborcja jest niezbędna, że to prawo kobiety i że mężczyźni powinni oczepić się od tej sprawy.

I dochodzi do paradoksu – kobiety, otumanione do szczętu, zamiast motywować mężczyzn do odpowiedzialności jeśli już nie za nie, to chociaż za dzieci, które spłodzili, mówią mężczyznom, że to nie ich sprawa, a nawet nie ich dzieci. Bo to „macica”, „brzuch” albo po prostu „ciało kobiety”. Niech więc mężczyzna w ogóle nie interesuje się, co się dzieje z kobietą. Niech idzie, niech zniknie, niech robi co chce, byle z daleka.

Wskutek promocji takiej mentalności zanika etos mężczyzny, a pojawia się model wiecznego chłoptasia, który kobietę traktuje jak przedmiot użycia i nic więcej. Dzieci w tym modelu są wręcz niepożądane, bo w tej roli zastępują je mężczyźni.

Jest to obliczone na wychowanie pokolenia mężczyzn-wojowników, ale tylko komputerowych, którzy w obliczu prawdziwego niebezpieczeństwa nie zechcą bronić ani kobiet, ani dzieci. Bo dzieci nie ma, kobiety udają mężczyzn, a oni sami… Cóż, kim oni są, kto to wie.

Ale bez obaw. To, co dziś obserwujemy, to paroksyzm zła, dowód jego desperacji. Sytuacja wymyka mu się ze szponów. Agresja, jaka towarzyszy manifestacjom proaborcyjnym, wynika z faktu, że to manifestacje diabelskie. Powtórzę to, co pisałem wcześniej: aborcja to dla szatana szczytowe osiągnięcie. Przy jednym, piekielnym ogniu, piecze wiele pieczeni: likwiduje człowieka u samego początku jego drogi, wtrąca w udrękę kobietę, która zgodziła się na aborcję i degraduje rodziny, rozrywa jedność małżeństw, no i zagarnia dusze wszystkich, którzy za tę aborcję odpowiadają.

Dlatego bez jazgotu i histerii się nie obejdzie. Te czarne marsze, strajki i protesty to tylko pozór mocy. Jak zwykle chodzi o to, żebyśmy sami ze strachu wykonali dzieło diabła, żebyśmy zrobili krzywdę sobie, kobietom, dzieciom, całemu narodowi. Ale nic z tego. Już dość „dyktatury kobiet” – a dokładniej demona, który wykorzystuje wielokrotnie wykorzystane kobiety na ich i całego społeczeństwa szkodę.

To wkrótce przejdzie, zapach siarki się rozwieje. Byle tylko nie ulec strachowi. Jesteśmy na dobrej drodze.