"Kocham Cię za to, co dla mnie zrobiłaś i robisz"

Małgorzata Gajos Małgorzata Gajos

publikacja 02.10.2016 19:30

Edward Kaźmierski był najbardziej barwną postacią z "Piątki Poznańskiej".

"Kocham Cię za to, co dla mnie zrobiłaś i robisz" Edward Kaźmierski w warsztacie samochodowym. Fotoreprodukcja z książki "Zwyczajni święci".

Urodził się 1 października 1919 roku. Jego ojciec zmarł, gdy ten miał 4 lata. Śmierć naznaczyła jego rodzinę. W wieku 3 lat zmarła jego siostra Zofia, w szóstym miesiącu życia siostrzyczka Kazimiera. Był jedynym synem i miał jeszcze trzy siostry. Całą rodzinę utrzymywała matka. Aby jej pomóc, Edward w wieku 17 lat przerwał naukę w szkole. Wcale się tym nie przejmował, nie należał do prymusów i jak sam pisał w swoim pamiętniku „3 września zaczął się nowy rok szkolny, ale już bez mojego udziału. Szkoły specjalnie nie lubiłem, ale trochę będzie mi jej brakować”.

Rozpoczął pracę jako „chłopiec na posyłki” w sklepie dekoracyjnym, a później jako pomocnik w warsztacie samochodowym. Miał duszę artysty. Był zresztą bardzo uzdolniony muzycznie. Chwalił go sam Stefan Stuligrosz. Jego drugim domem było salezjańskie oratorium na Wronieckiej w Poznaniu. Grał w przedstawieniach oratoryjnych, komponował, śpiewał w chórze, grał na skrzypcach i fortepianie. Uwielbiał też chodzić do kina.

W przeciwieństwie do swojego najlepszego przyjaciela Franciszka Kęsego, nigdy nie chciał być księdzem. Prosił Wspomożycielkę Wiernych o pomoc w znalezieniu tej jedynej na całe życie. Był dość kochliwy. W swoim pamiętniku kolejno wymieniał dziewczęta, które kradły mu serce. „Czuję się tak, jakbym stał przed oknem wystawowym ze słodyczami. Wszystkie nęcą, a ja nie wiem, co wybrać. Mam ochotę wyciągnąć rękę po wszystkie. Henia mi się podoba, Loda mi się podoba, pewna Żydóweczka, którą niedawno poznałem – też mi się podoba, ale żadnej nie mam odwagi tego powiedzieć”.

"Kocham Cię za to, co dla mnie zrobiłaś i robisz"   Pierwszy z lewej Czesław, obok Edward i Henryk. Przy fortepianie Stefan Stuligrosz. Fotoreprodukcja z książki "Zwyczajni święci".

A tak wspominał swoje 17 imieniny. „Wszyscy życzyli mi zdrowia i spełnienia marzeń. Moje marzenia! Już częściowo o nich wspomniałem. Chciałbym ładnie śpiewać, ładnie grać, stać się sławnym, mieć dostatek i prowadzić spokojny żywot u boku kogoś kochanego. Chciałbym też zwiedzić kawałek świata, a najbardziej Włochy”.

Bardzo kochał swoje siostry i chyba jeszcze bardziej zdał sobie z tego sprawę będąc w więzieniu. To właśnie do Marii w jednym z ostatnich listów pisał: „Kochana Marysiu, nie wyobrażasz sobie, że mogę Was tak kochać. Dzięki Bogu, że nie jestem już tak samolubny. Jestem inny. Kocham Cię za to, co dla mnie zrobiłaś i robisz. Rozumiem Cię bardzo dobrze. Czy mi wierzysz? Ja wybaczam Ci wszystko, przepraszam Cię z całego serca za wszystko”.

Po wybuchu wojny wstąpił na ochotnika do wojska. Nie zdążył jednak założyć munduru. Po aresztowaniu starał się nie tracić pogody ducha.  W maju 1942 roku zdając sobie sprawę coraz bardziej z tego, co może go czekać odesłał rodzinie większość swoich rzeczy.  24 sierpnia 1942 roku wraz z Czesławem Jóźwiakiem, Franciszkiem Kęsym, Edwardem Klinikiem i Jarogniewem Wojciechowskim został zgilotynowany na placu w Dreźnie. 13 czerwca 1999 roku w Warszawie św. Jan Paweł II ogłosił ich błogosławionymi.

W pożegnalnym liście pisał: "Moja Najukochańsza Mamusiu i najmilsze siostry!
Pożegnalny Wasz list odebrałem, za który Wam serdecznie dziękuję i który bardzo mnie ucieszył, że pogodziliście się z wolą Bożą. O, dziękujcie Najłaskawszemu Zbawcy, że nie wziął nas nieprzygotowanych z tego świata, lecz po pokucie, zaopatrzonych Ciałem Jezusa w Dzień Maryi Wspomożenia Wiernych. O, dziękujcie Bogu za Jego niepojęte miłosierdzie. Dał mi spokój. Pogodzony z Jego Przenajświętszą Wolą schodzę za chwilę z tego świata. Wszak On tak dobry, przebaczy nam.
Dziękuję Tobie, Mamusiu, za błogosławieństwo. Bóg tak chce. Żąda od Ciebie tej ofiary. O, złóż ją, Mamusiu, za mą duszę grzeszną. Przepraszam Was za wszystko z całego serca. Ciebie, kochana Mamusiu i Was, kochane Siostry i Szwagrze. Przepraszam wszystkich, którym zawiniłem i proszę pokornie o przebaczenie. Proszę o modlitwę, całuję Cię, Najukochańsza Matusiu, całuję Was najdroższe Marysiu, Helciu, Ulko, Kaziu, Anielko i Bożenko. Do zobaczenia w niebie!
Błagam Was, tylko nie płaczcie, bo każdy Wasz płacz nic mi nie pomoże; raczej do Boga módlcie się o spokój mej duszy. Kochany Heniu, przebacz wszystko. Dziękuję Ci za wszystko. Niech Tobie Bóg błogosławi i nagrodzi w opiece i pocieszeniu mej drogiej Matusi. Żegnam wszystkich krewnych, znajomych, kolegów - do zobaczenia w niebie - i proszę o modlitwę.
Bóg tak chciał. Niech Was wszystkich ma w swojej opiece Dobry Bóg, Matka Jego Najświętsza, św. Józef, św. Jan Bosko. Do upragnionego zobaczenie w niebie.
Wasz kochający syn i brat
Edek
Zostańcie z Bogiem!"