Piękna Francja

Marek Jurek

|

GN 35/2016

publikacja 25.08.2016 00:00

Chrześcijańska Europa potrzebuje Polski, a my potrzebujemy jej solidarności.

Piękna Francja

Miesiąc temu pod Tulonem wziąłem udział w konferencji formacyjnej Centre Charlier. Centrum to ważny ośrodek opinii katolickiej we Francji, kierowany przez wieloletniego posła do Parlamentu Europejskiego, Bernarda Antony’ego. W swoim wykładzie mówiłem o polskim patriotyzmie na przestrzeni wieków i po raz kolejny widziałem, z jaką nadzieją katolicka Francja patrzy na Polskę. Krótko przed konferencją wydawany przez moich gospodarzy magazyn „Reconquête” wydrukował w całości przemówienie prezydenta Andrzeja Dudy na posiedzeniu Zgromadzenia Narodowego z okazji Jubileuszu Chrztu Polski. Polska budzi nadzieje duchowe, ale również polityczne. Moi rozmówcy wielokrotnie pytali, czy można liczyć na ściślejszą współpracę państw wyszehradzkich. Tak się splata religia i geopolityka. Katastrofy nowoczesnej Europy poprzedziła destrukcja Europy Środkowej, najpierw Rzeczypospolitej zbudowanej przez Jagiellonów, potem monarchii Habsburgów. Tę próżnię wypełniła przemoc, najpierw „oświeconych” despotów, potem wprost totalitaryzmów. Cóż więc dziwnego, że ci, którzy chcą odrodzenia cywilizacji chrześcijańskiej, odruchowo pragną również rekonstrukcji Europy Środkowej? Problem w tym, by Rzeczpospolita potrafiła wyciągnąć rękę do tych, którzy w Polsce upatrują nadzieję, byśmy byli świadomi uniwersalnego (a nie jedynie zwyczajowego i „swojskiego”) znaczenia Prawdy, na której ufundowana jest nasza narodowa tożsamość. Konfrontacja ideowa między Polską a europejską liberalną klasą polityczną jest nieuchronna. Jedynie występując jako rzecznik opinii chrześcijańskiej w Europie, unikniemy politycznej izolacji albo milczącej kapitulacji.

Po konferencji mieliśmy jeszcze okazję pozwiedzać Francję. Tę Francję realną, w której ciągle odzywa się chrześcijańska tożsamość wykluczana z życia Francji oficjalnej. Choć bowiem Rewolucja wymyśliła nieznane w historii Europy (i świata) państwo bezwyznaniowe – jej destrukcję wyhamowało najpierw Cesarstwo, potem zatrzymała restauracja. XIX-wieczną historię Francji definiowało nie „prawo o rozdziale” z 1905 roku, ale konkordat napoleoński z 1801 roku, o którym Paweł Jasienica napisał, że zaspokoił potrzebę „pokoju religijnego, czynnika tak ważnego dla całego stylu życia kraju”. Ów styl katolicki, który przeżył Rewolucję, dojrzy każdy wrażliwy obserwator, nie trzeba nawet skupiać uwagi. Wystarczy czuć i patrzeć.

Leżące na granicy Langwedocji i Prowansji Aigues-Mortes to jedno z najładniejszych miejsc we Francji. Trochę szkoda, że tak znane ze swej urody, czego skutkiem są tłumy turystów. Centralnym punktem miasteczka jest plac Świętego Ludwika, nad którym dominuje pomnik króla, któremu Aigues-Mortes zawdzięcza swój charakter i rozwój. To tutaj święty Ludwik zbudował stocznie morskie, aby przygotowywać swe dwie krucjaty. Jego pomnik postawiono za Drugiej Republiki, całkiem konserwatywnej, bynajmniej nie przypominającej pierwszej. Pomniki czasami są tylko reliktami przeszłości, ale w stojącej u wejścia na rynek kolegiacie Matki Bożej przed figurą świętego króla rycerza ciągle palą się stawiane przez wiernych świeczki. To tę kolegiatę wybrał młody książę Ludwik Andegaweński, dziś już legitymistyczny pretendent do tronu Francji, na miejsce swego pierwszego publicznego orędzia przed 24 laty. Za to wystąpienie otrzymał wówczas… honorowe obywatelstwo miasta. Aigues-Mortes pamięta historię dawnej Francji, bo bez niej nie byłoby tym, czym jest. Pamięć umiera wolno, trwa nawet w stanie uśpienia i zawsze może ożywić ją miłość.

Wracając do kraju, odwiedziliśmy Puy-en-Velay. Nad miasteczkiem dominuje ponadstumetrowa figura Matki Bożej Francuskiej, zbudowana za Drugiego Cesarstwa z przetopionych dział rosyjskich, zdobytych w czasie wojny krymskiej pod Sewastopolem. W tym roku w Puy przypadały wyjątkowe obchody (następne będą za 140 lat), celebrowane, gdy Zwiastowanie Pańskie zbiega się z Wielkim Piątkiem. Można było odnieść wrażenie, że całe miasteczko wyruszyło w procesję za swą Czarną Madonną. Po pustych uliczkach przechodziły czujnie obserwujące otoczenie silne, czteroosobowe patrole wojska. Biskup ze szczytu placu katedralnego przed błogosławieństwem wiernych podziękował siłom porządkowym za tak dobre zabezpieczenie uroczystości. Zadźwięczało w tym zdanie Bossueta o kapłanach, którzy „pośród tylu wrogów” mogą ciągle „wyciągać swe bezbronne ręce do nieba” dzięki błogosławionej opiece rycerstwa.

Ślady nie budują drogi. Pokazują tylko, że ona jest. Zachęcają, by jej szukać i by nią iść. Wiara upewnia nas, że Bóg wspiera tych, którzy idą za swym powołaniem, i że aniołowie ich prowadzą. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.