Lustracja portfeli 500+

Jacek Dziedzina

Co kogo interesuje, na co człowiek wydaje oddane mu pieniądze.

Lustracja portfeli 500+

Wiele już powiedziano o programie 500+. Nie chcę więc udawać, że można powiedzieć coś nowego o samej jego istocie i rozstrzygać, czy warto było go wprowadzać, czy też nie.  Moją uwagę jednak zwraca sposób, w jaki to rozstrzyganie o słuszności lub niesłuszności przebiega. Kluczem jest zawsze pytanie: a na co te rodziny te pieniądze wydadzą. I od początku działania programu 500+ słychać biadolenie, jak to te pieniążki Polacy przejedzą lub przepiją. I kolejne badania konsumenckie albo tę tezę potwierdzają, albo pokazują, że przeciwnie, „nie jest tak źle”. A „nie jest źle” tylko wtedy, gdy człowiek pieniążki zainwestuje a to w edukację, a to w inne lokaty. Bo jak już za pięć stówek kupi sobie chleb, lepszą szynkę, masełko 82 proc., czy, nie daj Boże, dołoży do jakiejś sprawniejszej praleczki, to trzeba bić na alarm. Aaa!!! A już zgroza całkowita, jak sobie rodzinka zafunduje wymarzone przez dzieci wakacje nad morzem czy w górach, nawet polskich.

To niestety „takie polskie” zaglądanie do cudzego portfela i sprawdzanie rachunków. Bo co kogo interesuje, na co rodzice wydają swoje środki, zwrócone z zabranych im wcześniej pieniędzy w rozlicznych daninach jawnych i ukrytych. Każde gospodarstwo domowe ma swoje priorytety. Dla jednych 500+ to ratunek, żeby właśnie na chleb wystarczyło. Dla innych to możliwość zaoszczędzenia. Jeszcze dla innych pomoc w finansowaniu wakacji dzieci. A dla kogoś może i okazja do pomocy innym. I nic nikomu do tego. Bo jaki niby sens ma pytanie, na co wydajesz pieniądze, które ktoś ci zwrócił. Jeśli dajesz na edukację lub oszczędzasz, to 500+ plus ma sens, ale jak „przejadasz” (żyj człowieku powietrzem) lub dzieciom piasek i morze zapewnisz (baw się człowieku w bloku) to już źle? Badania różne ośrodki mogą sobie robić – to normalna robota naukowców. Ale ich wyniki ani nie potwierdzają, ani nie zaprzeczają słuszności 500+.