publikacja 04.08.2016 00:00
O pasterzu, kanapie i podnoszeniu poprzeczki mówi bp Grzegorz Ryś.
Roman Koszowski /foto gość
Piotr Legutko: Po zakończeniu Światowych Dni Młodzieży nie mam jasności: czy to były już żniwa, czy dopiero sianie?
Bp Grzegorz Ryś: To jest jak Eucharystia: i szczyt, i źródło. Szczyt w tym sensie, że szliśmy do tego wydarzenia przez trzy lata drogą, którą wskazał nam papież Franciszek, czyli drogą błogosławieństw. Z błogosławieństwem miłosierdzia, szczególnie podkreślanym przez ostatni rok. Szczyt także dlatego, że nic równie intensywnego już się w najbliższych miesiącach nie wydarzy. Ale teraz ten szczyt staje się źródłem.
I to miał na myśli papież, mówiąc w Brzegach: „Światowy Dzień Młodzieży rozpoczyna się dziś i trwać będzie jutro, w domu, bo od teraz to tam Jezus chce ciebie spotykać”?
Papież mówił to w nawiązaniu do fragmentu Ewangelii o Zacheuszu, który spotkał Jezusa pod sykomorą, ale to spotkanie tak naprawdę zaowocowało dopiero w jego domu.
To były dni wypełnione ogromną liczbą słów i wątków papieskiego nauczania. W niedzielny wieczór trudno było już nawet to wszystko ogarnąć. Klasyczny „kłopot bogactwa”. Jak sobie z nim radzić?
Może nie trzeba od razu chcieć wszystkiego. To jest trochę jak z czytaniem Biblii albo słuchaniem słowa w czasie liturgii. Czasem jedno zdanie wystarczy. Gdzieś tam mam w pamięci całość, ale chodzi o to słowo, które akurat mnie trafiło.
Dostępne jest 13% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.