Kardynał, który się schylał

Barbara Jaworska

Choć ogłaszano go właśnie honorowym obywatelem gminy, nie chciał specjalnych honorów. Przygotowany tron stał pusty.

Kardynał, który się schylał

Mam takie dobre wspomnienie o kard. Franciszku Macharskim. To było w 2004 roku. Kard. Macharskiemu przyznano wtedy tytuł Honorowego Obywatela Gminy Chełmek „za otaczanie opieką mieszkańców gminy”. To dzięki jego wsparciu powstały parafie pw. Miłosierdzia Bożego w Chełmku oraz pw. Królowej Jadwigi w Gorzowie. Przy jego udziale powstały też Warsztaty Terapii Zajęciowej w Chełmku Fundacji im. Brata Alberta.

Uroczystość przyznania tytułu odbywała się we wspomnianym kościele Miłosierdzia Bożego, podczas Mszy św. W prezbiterium, na środku, przygotowany był ogromny tron dla kardynała. Ówczesny metropolita krakowski nawet nań nie spojrzał. Zdaje się, że nawet się żachnął, gdy ktoś z gospodarzy zaproponował, by zajął w nim miejsce. Do końca omijał tron szerokim łukiem. Zresztą samej „laudacji” też słuchał z taką jakby nieśmiałością...

Po uroczystej Eucharystii na placu przykościelnym zgromadzili się wierni. Niektórzy z nich kupowali książki na ustawionych wokół straganach. Kardynał właśnie przechodził, gdy którejś z kupujących parafianek otwarł się portfel, a na bruk z głośnym brzękiem posypały się drobniaki. Zanim ktokolwiek zareagował, kard. Franciszek już się zdążył schylić i w kucki zbierał razem z kobietą bilon. Purpurowa ze wstydu parafianka, która wbrew woli nagle znalazła się w centrum zainteresowania, z wdzięcznością przyjęła życzliwy gest. „To jest kardynał!” – szeptali z uznaniem obserwatorzy.

Tak właśnie go zapamiętam. Jako kardynała, który schylał się do ludzi, omijał splendory i chował za siebie dłoń, by komuś czasem nie przyszło na myśl pocałować go w pierścień.