Już się nie boimy terrorystów

Franciszek Kucharczak

Zdaje się, że ma to jakiś związek z Panem Bogiem i Kościołem.

Już się nie boimy terrorystów

Wielu moich znajomych, którzy nie planowali pojechać na uroczystości z udziałem papieża, ostatnio zmieniło zdanie. Niektórzy pojechali do Częstochowy, ale jeszcze liczniejsi szykują się do wyjazdu do Krakowa. Biorą wejściówki, kupują bilety, sprawdzają połączenia. Bo też trudno usiedzieć w domu, gdy się widzi to, co się teraz w Polsce dzieje. Taki entuzjazm jest naprawdę zaraźliwy. Głupio jakoś nie uczestniczyć w takim święcie i jakoś dziwnie siedzieć w domu, gdy tuż obok dzieje się wielka historia.

To się zaczęło już półtora tygodnia temu, gdy cała Polska gościła cały świat w jego najlepszych młodych przedstawicielach. Nie dało się tego przeoczyć. Nawet jeśli ktoś mieszka na głuchej prowincji i nie ma telewizora, to musiał zauważyć ludzi o nieco egzotycznym wyglądzie i takiejż mowie. Musiał też zwrócić uwagę na fakt, że ludzie ci są radośni, a nie potrzebują do tego ani alkoholu, ani błota. I musiał się dowiedzieć, że ma to jakiś związek z Panem Bogiem i Kościołem.

Czy to tylko moje wrażenie, że w Polsce wyparowały lęki o to, co się może stać? Może ludzie po prostu zauważyli, że Polska jest dziś najbezpieczniejszym miejscem na świecie. Bomby wybuchają – ale nie w Polsce. Terroryści szaleją, ludzie giną – ale nie w Polsce.

Pewnie, że i u nas nikt nie ma gwarancji, że nie spotka go coś, czego nie planował. Ale takiej gwarancji nie ma nigdzie. Na szczęście zresztą, bo ludzkie plany są płaskie i krótkowzroczne, zaś te podszyte strachem to wręcz plany diabelskie, mające nas odwieść od przyjęcia łaski. Lepiej więc zaufać i krok po kroku, choćby w ciemno i z drżącymi łydkami, realizować plan Boski.

Ktoś ze znajomych, decydując się na wyjazd do Krakowa, powiedział: „A co tam, wyspowiadam się i jadę”. Ano właśnie. Niech się ludzie spowiadają i niech jadą. Tam można tylko zyskać.