– To, co Pier Giorgio Frassati dawał innym z własnej kieszeni, to był margines – mówi Wanda Gawrońska, siostrzenica błogosławionego. – Naprawdę dawał im całego siebie.
Towarzystwo Ciemnych Typów z portretem patrona.
henryk przondziono /foto gość
Zastanawiam się, dlaczego praca dla Piera Giorgia jest dla mnie takim passione – mówi Wanda Gawrońska. – Bo przynosi szybkie efekty. Ludzie, modląc się za jego wstawiennictwem, natychmiast otrzymują łaski.
Dorota Rak, pracująca w małej firmie, ma układ z Pierem Giorgiem: on błyskawicznie wysłuchuje jej próśb, a ona w podzięce przekazuje pieniądze na cele dobroczynne. – Dobrze, że co jakiś czas potrzebuje mojego przelewu – uśmiecha się. – Mnie jest potrzebne jego wzmocnienia.
Nie wegetować
Kiedy na pogrzeb Piera Giorgia w 1925 roku przyszły tysiące biednych mieszkańców Turynu, niezadowolony z niego ojciec Alfred, założyciel słynnej gazety „La Stampa”, zobaczył, jakiemu dziełu poświęcił się syn. Pier Giorgio zmarł jako 24-latek, na chorobę Heinego-Medina, którą zaraził się od podopiecznego. Pomagał potrzebującym, odtrąconym przez społeczeństwo. Luciana, siostra Piera Giorgia, opowiadała swojej córce Wandzie Gawrońskiej, że w ostatnim liście, jaki skreślił przed śmiercią, była prośba, żeby zastrzyki, które kupił, przekazać biednym. – To nie była miłość bliźniego, ale miłość do Chrystusa cierpiącego w drugim – mówi Wanda.
Dostępne jest 10% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.