Zombie atakują!

Ludwika Kopytowska

Jeden trup, kilku okradzionych i wątpliwości w kwestii prywatności - gra "Pokémon Go" obejmuje już cały świat.

Zombie atakują!

Nie jestem zwolenniczką nowych technologii "mądrzejszych od ludzi", a telefonu używam tylko do "nudnego" dzwonienia, pisania esemesów i ewentalnie zrobienia zdjęcia czemuś, co mnie nagle zainteresuje. Aplikacje i gry na telefon mnie nie kręcą, bo jak może mnie kręcić gapienie się w mały ekranik w pozycji skurczowo-pochylonej w autobusie, kiedy przecież tyle ciekawych rzeczy dzieje się dookoła.

Firma  Niantic Inc. najwyraźniej tę ciekawość świata postanowiła wykorzystać do celów marketingowych i stworzyła grę, która ze świata realnego uczyniła gigantyczny plac zabaw. Mowa tu oczywiście o "Pokémon Go", darmowej grze na telefon, która używa techniki "augmented reality", a więc rzeczywistości realnej na którą "nakładana" jest rzeczywistość wirtualna. Polega to na zbieraniu pokemonów, potworzastych stworków, które wyświetlają się na telefonie dopiero, gdy fizycznie przemieścimy się do wybranej lokalizacji w mieście. W związku z tym mają miejsce komiczne sytuacje, kiedy grupa ludzi z twarzami przyklejonymi do telefonów, szuka czegoś w parku, na środku ulicy, w zatłoczonym autobusie lub w szczerym polu.

Że dziwacznie to wygląda, to już wiadomo od dawna, ale teraz zaczyna się to robić niebezpieczne i nie chodzi tu tylko o niebezpieczeństwo zderzenia z lampą lub wpadnięcia pod samochód. Niebezpieczne jest to, że, aby zagrać w tę grę Niantic wymaga podania hasła i loginu do naszej poczty gmail, a w związku z tym wszystkie nasze meile, kontakty i dane mają być "bezpiecznie" przechowywane przez firmę... Podobno ta luka została już naprawiona, trzeba tylko ściągnąć odpowiednią aplikację. Pokazuje to jednak, że granica naszego bezpieczeństwa w sieci robi się zdumiewająco płynna.

Inną sprawą jest druga forma niebezpieczeństwa gry. W "Pokémon Go" możemy nie tylko łapać pokemony, ale też samemu je zostawiać innym do złapania, a to, w jakiej będzie to lokalizacji, zależy już od naszej wyobraźni. Może to być np. jakiś opuszczony garaż w środku nocy, kościół, albo stacja benzynowa o 2 nad ranem, jak było w miasteczku O’Fallon w stanie Missouri, kiedy grupa chłopaków z bronią obrabowała mężczyznę grającego w "Pokémon Go". Jak podaje "The Guardian", zwabili grającego używając opcji zostawiania pokemona. Widocznie nałogowi gracze są w stanie wyjść po nowego stworka nawet o 2 nad ranem na podejrzaną stację benzynową. Albo, jak w przypadku pewnej grającej 19-latki, po drodze znaleźć inny ciekawy "okaz".... jak zwłoki w pobliskiej rzece.

Wielu użytkowników twierdzi, że granie w "Pokémon Go" zwiększa ich aktywność fizyczną, ponieważ trzeba się trochę nachodzić po mieście, aby jakiegoś pokemona złapać. Gorzej, że zamiast spacerować i patrzeć na to, co widzimy wokół, rozmawiać z ludźmi, obserwować przyrodę czy wystawy sklepowe, chodzimy, owszem, ale ze wzrokiem wlepionym w telefon. Odnotowano już kilka przypadków urazów i skaleczeń podczas takich spacerów, a lekarze apelują aby grać "rozsądnie".

Zapewne we wszystkim trzeba zachować rozsądek, choć ja gry nie polecam. I już nie chodzi o te dane osobowe "bezpiecznie" ulokowane na zagranicznych kontach, czy te dziwne nocne eskapady po mieście. Albo, że "na pokemona" bardzo łatwo dadzą złapać się dzieci pozostawione bez opieki z telefonem jako niańką. Najbardziej martwi mnie to, że obok nas może zdarzyć się coś naprawdę fascynującego, możemy być świadkami małego Bożego cudu, możemy nawet spotkać miłość swojego życia... ale będziemy zbyt zajęci gierką na telefon, żeby to zauważyć.