Zmiany w liturgii na dobre i jeszcze lepsze

Ludwika Kopytowska

Nie milknie dyskusja po ostatniej wypowiedzi kard. Sarah, dotyczącej zmian w sprawowaniu Eucharystii.

Zmiany w liturgii na dobre i jeszcze lepsze

I dobrze, że nie milknie, bo temat jest ważny i powinno się o nim rozmawiać. Odprawianie ad orientem i przyjmowanie Komunii świętej na klęcząco to, moim zdaniem, zmiany ku dobremu, ku większej czci dla Pana Jezusa w Eucharystii. Nie jestem zaciekłą tradycjonalistką, ale też nie należę do grona tych, którzy lubią klaskać i tańczyć podczas każdej Mszy świętej. Myślę, że plasuję się gdzieś pomiędzy, z minimalnym odchyleniem ku tradycji. A klaskanie i tańczenie na chwałę Boga jest wspaniałe, i sama lubię to robić, tylko niekoniecznie podczas Mszy świętej.

Pomijając skrajne ruchy tradycjonalistyczne, które swoim nieposłuszeństwem wobec Kościoła dają dużo większe zgorszenie niż niektóre uchybienia w czasie Mszy świętej, zdaje się, że powoli odzywają się tu i tam głosy za większą dyscypliną liturgiczną. Jak podaje "Nasz Dziennik", ordynariusz włocławski ks. bp Wiesław Mering wydał specjalne zarządzenie, w którym przypomina, że świątynia i liturgia to przestrzeń przeznaczona wyłącznie dla muzyki sakralnej. "Nic, co świeckie, nie powinno mieć miejsca w naszych świątyniach" - pisze w swoim liście. "Nie łudźmy się, nie dotrzemy do naszych wiernych przez muzykę, która nie ma inspiracji religijnych, chociażby była napisana przez wybitnych kompozytorów." Biskup wymienia m.in. piosenkę Leonarda Cohena "Hallelujah", która ostatnio stała się ślubnym "hitem". Jej popularność gwałtownie wzrosła, po tym jak irlandzki ksiądz Ray Kelly zaśpiewał jej przerobioną wersją młodej parze podczas ceremonii zaślubin. Filmik z nagraniem natychmiast stał się hitem internetu. Biskup Mering nazywa wykonywanie takich utworów niedopuszczalnym nadużyciem, które świadczy o całkowitym niezrozumieniu liturgii.

O tym samym mówił kardynał Sarah, kiedy zachęcał do powrotu do śpiewania chorałów gregoriańskich podczas sprawowania Mszy świętej. I coś w tym musi być, bo kiedy włączy się pierwszy lepszy chorał na YouTubie, liczba wyświetleń jest przeogromna, liczba lajków tak samo duża, a liczba pozytywnych komentarzy bardzo zachęcająca. I tu jakoś nikomu nie przeszkadza, że tekst jest po łacinie, że długo i że niczego się nie rozumie. Po komentarzach widać, że wielu ludzi tęskni za takimi właśnie pieśniami, zamiast gitarowo-klaszczących pioseneczek o "Jezusku", który nas kocha. Bóg to nie jest nasz kolega, nawet jeśli Pana Jezusa nazywamy naszym Najlepszym Przyjacielem. Tak, jest Nim, ale przede wszystkim jest Bogiem, Panem, Stwórcą, Królem, Władcą, bytem nieogarniętym, nieskończonym, wiecznym, wszechmogącym. To dlatego przed Nim klękamy, bo On jest od nas nieskończenie wyższy, a nie na równi z nami.

Obserwując pobożność w angielskich kościołach katolickich, do których uczęszczałam, przebywając na emigracji, zauważyłam niepokojące zjawisko, mianowicie zanik bojaźni Bożej. Tam Msza święta jest przeżywana tylko na poziomie ludzkim, co najwyżej jakaś "emocyjka" nam zagra, kiedy ktoś coś ładnie zaśpiewa lub przeczyta. A po Mszy obowiązkowo herbatka i ciasteczka w przykościelnej salce. I głośne rozmowy w kościele. Jak na pikniku. Albo zjeździe klubu seniora, oceniając po średniej wieku. Zanikło kompletnie poczucie sacrum, ten zdrowy "lęk" przed Bogiem. W porównaniu z Anglikami Polacy wypadają tu bardzo przyzwoicie.

Pamiętam, że od dziecka wpajano mi, że Bóg jest obecny prawdziwie w kościele, dlatego czułam się nawet skrępowana, kiedy wychodząc ze świątyni musiałam odwrócić się tyłem do tabernakulum. Być może dlatego, że pochodzę z maleńkiej wsi, moja pobożność jest taka "wiejska" w najlepszym tego słowa znaczeniu, a więc... prosta. Bez żadnych udogodnień dla wiernych, bez biuletynów, bez ciekawych konferencji i zabawnych kazań. "Tylko" sama Msza święta, surowa i tajemnicza. I to mi wystarcza. Wydaje mi się, że rosnąca popularność dawnych pieśni sakralnych to efekt głodu sacrum, czegoś, z czym ludzie nie spotykają się na co dzień. Gitarowe koncerty są już niemal wszędzie i wielu się przejadły.

Żeby była jasność, uwielbiam piosenki chrześcijańskie, chrześcijańskie koncerty, doceniam grupy modlitewne i katechezy dla dzieci i to wszystko uważam za ważne i potrzebne. Ale najważniejsza jest Msza święta, a cała reszta może spokojnie dziać się poza nią. Eucharystia musi być trochę z innego świata, z wyższej półki, musimy się na nią ładniej ubrać, prościej siedzieć, mniej mówić, więcej słuchać. Bo to jest dar nie z tego świata i musimy umieć go godnie przyjąć.

Ostatnie wezwanie papieża Franciszka do codziennej adoracji Najświętszego Sakramentu to podkreślenie, że Kościół nie ma nic cenniejszego od Eucharystii. Tu, w Świętej Hostii, jest źródło życia i świętości, pokój i miłosierdzie. Tu jest wszystko. I jeśli to wszystko nam mimo to nie wystarcza, jeśli potrzebujemy udziwnień w liturgii, kolejnych unowocześnień czy "uśmiesznień", to może powinniśmy się zastanowić, za kogo uważamy Jezusa. Za Pana?

Poniżej: gregoriański śpiew "Salve Regina" z 5 mln liczbą odsłon.

Gregorian Chant - "Salve Regina"
freshaintdead