Więcej nas łączy, niż dzieli

Barbara Fedyszak-Radziejowska

|

GN 28/2016

publikacja 07.07.2016 00:00

Siła naszego głosu w europejskiej polityce zależy zarówno od umiejętności władz RP, jak i od obywatelskiej dojrzałości Polaków.

Więcej nas łączy, niż dzieli

Raz jeszcze wracam do tego, co dzisiaj łączy i dzieli Polaków. Mam wrażenie, że odbudowanie wspólnoty narodowej i obywatelskiej jest dzisiaj ważniejsze niż dyskutowanie o Trybunale Konstytucyjnym, Brexicie czy też rozważanie niepełnego sukcesu polskiej reprezentacji na Euro 2016. Kibicowanie Polakom było łatwe, grali tak dobrze, że połączyli nie tylko fanów wiernych piłce nożnej, lecz także okazjonalnych widzów oglądających z satysfakcją świetną grę drużyny Nawałki i Lewandowskiego. Rozważanie konsekwencji Brexitu nie zawsze łączy, chociaż większość Polaków (ok. 80 proc.) akceptuje naszą obecność w UE. Na pytanie „co dalej?” odpowiadamy różnie: mniejsza część wybiera wariant Komisji Europejskiej – ku unifikacji i centralizacji, większa – ku wspólnocie narodowych państw.

Ale niezależnie od różnic siła naszego głosu w europejskiej polityce zależy zarówno od umiejętności władz RP, jak i od obywatelskiej dojrzałości Polaków. Od tego, czy demokratycznie wybrany rząd uznamy za „własny”, niezależnie od tego, na kogo oddaliśmy swój głos w 2015 roku. Zaczyna się ważny szczyt NATO w Warszawie i jego wynik może zasadniczo poprawić pozycję Polski i jej sąsiadów z dawnego „obozu socjalistycznego” w Sojuszu Północnoatlantyckim. Będzie to nasz wspólny sukces w budowie bezpieczeństwa Rzeczypospolitej.

Do tych rozważań skłonił mnie znakomity artykuł Jakuba A. Maciejewskiego pt. „Uwierzyli w tragedię wojny domowej, gdy zobaczyli rzekę krwi” opublikowany w krakowskim miesięczniku „WPIS” w czerwcu tego roku. Tematem jest bitwa pod Mątwami, której 350. rocznica minie 13 lipca tego roku. Bitwa, w której Polacy spod znaku J.S. Lubomirskiego zaciekle walczyli z Polakami spod znaku króla Jana Kazimierza. Jak pisze J.A. Maciejewski, „rozsierdzeni w nienawiści stronnicy potężnego magnata nie mieli litości dla stronnictwa królewskiego (), gdy brali do niewoli stronników króla Jana Kazimierza, nie mieli dla nich litości – wymordowano wszystkich jeńców”. Jan Chryzostom Pasek opisywał, że w zwarciu na szable spotkali się brat z bratem i ojciec z synem. Zwycięzcy mordowali każdego, kto nawinął się pod rękę, „taka ślepota i zawziętość fakcyi niesczęśnych opanowała była, że zginąć jawnie niźli z uporu ustąpić chcieli”. Ocalały J. Sobieski wspominał, że rokoszanie pastwili się nawet nad ciałami, a wśród poległych byli oficerowie, którzy walczyli za Rzeczpospolitą z Moskwą, Kozakami i Szwedami pod Stefanem Czarnieckim. W bitwie poległo ponad 3 tysiące żołnierzy. Oprzytomnienie przyszło później i nawet zwycięzców przeraziła rzeka przelanej krwi.

Rozważanie tego, o co poszło Polakom w 1666 roku, nie ma większego sensu, tak bagatelne politycznie były ówczesne różnice. Najlepszym dowodem jest treść ugody podpisanej w Łęgonicach 31 lipca 1666 roku, w której każda ze stron (!) zrezygnowała ze swoich postulatów. Król wycofał się z planów zmiany ustroju politycznego, a Lubomirski nie domagał się przywrócenia tytułu marszałka czy hetmana. Co więcej, mimo zwycięstwa zgodził się ukorzyć przed królem i ze łzami w oczach prosił o przebaczenie.

Ważniejsze niż przedmiot sporu są konsekwencje bitwy pod Mątwami. Jakub A. Maciejewski pisze, że w Berlinie, Wiedniu i Paryżu utworzono w tym samym czasie listy płac dla polskich polityków. Wsparcie finansowe otrzymali od króla Ludwika XIV i cesarza Leopolda I kanclerz litewski K. Pac, hetman W. Gosiewski, wojewoda W. Denhoff, poeta J.A. Morsztyn, J. Sobieski, J. Lubomirski, D. Wiśniowiecki, K. Grzymułtowski. Zaś Fryderyk Hohenzollern skorumpował niemal całą elitę Wielkopolski. Trauma tamtej bitwy pozostawiła bolesne rany. Ale przyniosła też dobry owoc: gdy magnaci litewscy zawiązali spisek przeciwko królowi Janowi III Sobieskiemu, ten nie zgodził się na wojnę domową. Pamiętał pobojowisko po okrutnej i krwawej bitwie i do końca życia wystrzegał się bratobójczej walki.

Czy wspominanie tamtej bitwy oraz późniejszej ugody ma po 350 latach większy sens niż tylko ten, że właśnie mija okrągła rocznica tamtych wydarzeń? I czy nie jest nadużyciem sytuowanie dzisiejszych podziałów między Polakami w kontekście tamtych krwawych czasów, gdy polityczne różnice kończyły się wojną domową lub rokoszami, w których brat zabijał brata? Jeśli uznać, że wspominanie ważnych wydarzeń naszej historii ma sens, także wtedy, gdy jest bolesne, oraz że pamięć o przeszłości nie jest „na służbie” współczesności, to odpowiadam – trzeba pamiętać. I jestem wdzięczna zarówno autorowi, jak i redakcji miesięcznika „WPIS” za przypomnienie lipca 1666 roku. Pamięć przeszłości buduje tożsamość, a bitwa pod Mątwami jest ważnym składnikiem naszej narodowej pamięci.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.