Dolinami rzek

Wojciech Wencel

|

30.06.2016 00:00 GN 27/2016

publikacja 30.06.2016 00:00

W czasach, gdy media kreują sztuczne raje, prowincjonalne życie w zgodzie z naturą stało się podstawowym doświadczeniem polskości.

Dolinami rzek

Gdy przeglądam oferty biur podróży, zawsze przypomina mi się stary dowcip o grupie menedżerów, która wyruszyła na imprezę integracyjną do Afryki. Podczas rejsu po Nilu statek się zachwiał i wycieczkowicze powpadali do rzeki. Z brzegu natychmiast zaczęły płynąć w ich stronę krokodyle. Widząc to, jeden z tonących mówi do drugiego: – Popatrz, niby taki biedny kraj, a łodzie ratunkowe mają z Lacosty.

Sytuacja, jak to w kawale, nieco przerysowana, ale morał wiarygodny. Dla wielu pracowników korporacji, mediów czy agencji reklamowych, ale też dla zwykłych zjadaczy sushi logotyp snobistycznej firmy odzieżowej jest łatwiej rozpoznawalny niż egzemplarz żywego gada. Oddzieleni od świata gipsowymi ściankami biur i blachą samochodów, cudami technologii i wielkomiejskim blichtrem, całkowicie stracili kontakt z naturą. Z kulturą zresztą też, bo przecież nie jeżdżą na urlop do ciepłych krajów, żeby oglądać zabytki. Chcą pomieszkać w luksusowym hotelu, opalić się, nie uszkadzając tatuaży, i wypić jak najwięcej drinków z palemką. W rezerwacie między kortami a plażą nie mają szans odnaleźć się w pejzażu, bo żadnego pejzażu tam nie ma. Jest tylko seryjna fototapeta z piaskiem, wodą i zachodem słońca.

Skrajnie odmienną postawę prezentują wygnańcy z dawnych polskich Kresów, którzy w pamięci przechowują krajobraz rodzinnego Wołynia czy Wileńszczyzny: konkretny pagórek, sad oraz zakręt rzeki. Dlaczego topografia zaginionego świata jest dla nich tak ważna? Najprościej odpowiedzieć, że przez sentyment do młodości, ale to tylko część prawdy. Drugą część dopowiada rumuński historyk religii Mircea Eliade, nauczając, że fundamentalną potrzebą człowieka religijnego jest ustanowienie w najbliższej okolicy duchowego centrum. Takim punktem sacrum może być kościół parafialny, ale też rodzinny dom albo góra uświęcona ludową tradycją. Im dalej od tego naładowanego energią miejsca, tym mniej rzeczywistości. Teraz łatwiej zrozumieć wygnańców z Kresów. Zdanie: „Ich świat się zawalił”, ma znacznie głębszy sens, niż to się powszechnie przyjmuje. Ponieważ znajomy pejzaż był dla nich miniaturą kosmosu, musieli przenieść go w czułej pamięci na nową ziemię. I na podstawie tego wzoru na nowo „stworzyć” dla siebie rzeczywistość. Bez tego aktu trudno byłoby im orientować się w dalszym życiu.

Dla wielu współczesnych Polaków pejzaż jest tylko miłym obrazkiem. Nie mają świadomości, że to spójna struktura duchowa, definiująca dobro i zło, szczęście i grozę istnienia. W dwudziestoleciu międzywojennym wspólne doświadczenie tego uniwersum sprawiło, że w polskich miasteczkach pokojowo żyli obok siebie przedstawiciele różnych nacji i wyznań. Ich sąsiedzką dbałość o najbliższą okolicę Józef Mackiewicz nazywał patriotyzmem pejzażu. Dziś pora skonkretyzować to pojęcie. W czasach, gdy media kreują sztuczne raje, prowincjonalne życie w zgodzie z naturą stało się podstawowym doświadczeniem polskości.

Podczas literackich i wakacyjnych wędrówek po Polsce często spotykam autentycznych patriotów. Prawie zawsze są to ludzie pejzażu, głęboko zakorzenieni w swojej ziemi i własnych społecznościach, troszczący się o zabytki, przyrodę, miejsca pamięci, znający lokalną historię i najdrobniejszy szczegół topografii, od ujęcia wody po miejsce ścięcia starego dębu. Chcąc całkowicie zniszczyć polskość, architekci nowego wspaniałego świata musieliby nas w komplecie przesiedlić do nierzeczywistych metropolii. A i tak pozostałaby nam pamięć polskiego pejzażu, niezawodny kompas wolności.

Kiedy słyszę popularne pytanie: „Jaką książkę zabrałbyś na bezludną wyspę?”, najpierw przychodzi mi do głowy Biblia, zaraz potem „Pan Tadeusz”. A z rzeczy mniej oczywistych – dzieło Zygmunta Glogera „Dolinami rzek”, porywający opis podróży wzdłuż Niemna, Wisły, Bugu i Biebrzy. Z tym zastrzeżeniem, że na żadną „bezludną wyspę” się nie wybieram. Tegoroczne wakacje tradycyjnie spędzę z żoną wśród łąk, lasów i mokradeł wschodniej Polski. Podobnie jak Gloger, „takie już bowiem mam dziwactwo, że zamiast szukać dalekich cudów przyrody, zamiast gonić za zgiełkiem po targowicach świata, doznaję największych rozkoszy, gdy wpatruję się w dno cichych strumieni i rzek, gdy przykładam ucho do starych mogił, których szeptu mrocznych dziejów nikt nie słucha”.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.