Wypominanie komuś kosztów przedsięwzięcia – to polska specjalność.Zwłaszcza gdy przedsięwzięcie ma charakter religijny i „stoi za nim” Kościół katolicki.
Hiszpania zarobiła na ŚDM. Na zdjęciu młodzież czekająca na papieża na lotnisku Cuatro Vientos pod Madrytem.
roman koszowski /foto gość
Organizatorzy Światowych Dni Młodzieży co krok muszą tłumaczyć się z rzekomo gigantycznych kosztów, jakimi obciążą budżet państwa, samorządy i nasze kieszenie. Im bliżej tego najważniejszego wydarzenia roku w Polsce, tym więcej specjalistów od księgowości, starających się wykazać, że ta „kosztowna kościelna zabawa” to marnotrawstwo publicznych pieniędzy. Bez żadnej stopy zwrotu. I nie chodzi tylko o to, że to zwykła manipulacja danymi. Nawet gdyby okazało się, że to rzeczywiście „drogo kosztuje”, to i tak wypominanie organizacji imprezy, z której owoców w krótkiej i dłuższej perspektywie skorzystają wszyscy, jest zwykłą małostkowością. Wielowymiarowe zyski – te przeliczalne i te nieprzeliczalne – przewyższają wszystkie poniesione koszty. Można wręcz powiedzieć, że za grosze państwo i całe społeczeństwo dostają na tacy coś, czego nie załatwią miliony euro dotacji, funduszy i urzędniczych planów.
„Gigantyczne koszty”
W minionym tygodniu z nowymi wyliczeniami zaprezentowała się m.in. „Gazeta Wyborcza”. Powołując się na portal OKO.press, napisała, że urzędy centralne, samorządy i spółki państwowe „wyłożą” na organizację ŚDM co najmniej 446 mln zł.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.