Powieść „Lotnisko” Siergieja Łojki to wstrząsająca książka o konflikcie na Ukrainie. Rosyjski dziennikarz, prowadząc nas przez kolejne kręgi piekła tej wojny, pokazuje jej apokaliptyczny wymiar. Stawia pytania, co będzie, jak orki ruszą dalej.
Patrol separatystów w opanowanej przez nich części ruin lotniska w Doniecku.
ALEXANDER ERMOCHENKO /epa/pap
Powieść „Lotnisko” Siergieja Łojki to wstrząsająca książka o konflikcie na Ukrainie. Rosyjski dziennikarz, prowadząc nas przez kolejne kręgi piekła tej wojny, pokazuje jej apokaliptyczny wymiar. Stawia pytania, co będzie, jak orki ruszą dalej.
Łojko jest korespondentem wojennym dziennika „Los Angeles Times”. Wcześniej jako sowiecki żołnierz walczył w Afganistanie. Fotografował i opisywał wojnę na obszarze postsowieckim, a także na Bliskim Wschodzie. Na Ukrainę trafił podczas protestów na Majdanie. Później pojechał na Krym, a ponieważ już w marcu 2014 r. rosyjskie bojówki pojawiły się także na wschodniej Ukrainie, podążył za nimi. Wreszcie w styczniu 2015 r. trafił do ruin Międzynarodowego Lotniska im. Sergiusza Prokofiewa w Doniecku. Był jedynym zagranicznym korespondentem przebywającym na pierwszej linii walk. W „Lotnisku” opisał to doświadczenie.
Wbrew tytułowi nie jest to książka tylko o „cyborgach”, jak Rosjanie oraz separatyści nazywali obrońców lotniska. Choć z pewnością opis kilku ostatnich dni ich trwania w ruinach nie ma odpowiednika we współczesnej prozie batalistycznej. Sceny pełne liryzmu mieszają się z opisem nieustannego zabijania, język komend przeplata się z wulgarnymi komentarzami żołnierzy. „Lotnisko” jednak przede wszystkim opowiada o tym, jak łatwo z normalności, z czasów pokoju, staczamy się w wojnę i co ona z nami robi. Jest także refleksją o zawodzie korespondenta i fotoreportera wojennego oraz cenie, jaką trzeba zapłacić za to, aby świat dowiedział się, jak jest naprawdę.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.