Trochę wolności

Jakub Jałowiczor

4 czerwca powinniśmy mieć 2 godziny i 48 minut wolnego.

Jakub Jałowiczor Jakub Jałowiczor

W 1999 r. piknik z okazji 10 lat wolności organizował prawicowy dziennik „Życie”. „Gazeta Wyborcza” w tamtym czasie słynęła raczej z potępiania „kombatanctwa” dawnych działaczy Solidarności. Dziś to obóz liberalno-lewicowy wzywa do ustanowienia 4 czerwca świętem narodowym. Myślę, że nawet gdyby ten postulat stracił odniesienie do politycznej bieżączki, to nieprędko - jeśli w ogóle - doczekamy się spełnienia go.

Nie da się wyznaczyć święta narodowego odgórnie. A ściślej: da się, ale święto bez tradycji jest sztuczne jak dzień bez samochodu, albo europejski dzień sąsiada. Może zabrzmi to patetycznie, albo nazbyt romantycznie, ale święto będzie naturalne tylko wtedy, kiedy ludzi porusza. Kiedy oni sami czują, że uroczystość jest czymś ważnym, że jest ich.

Wspomnienie wyborów z odgórnie ustalonym wynikiem, których zasady zostały w dodatku po fakcie zmienione, bo społeczeństwo zagłosowało nie tak, jak planowano jakoś ludzi nie wzrusza. To ma być wolność? Jeśli tak, to 4 czerwca powinniśmy mieć 2 godziny i 48 minut wolnego. 35 proc. z 8 godzin wynosi właśnie tyle.

Nie chcę już się pastwić nad tym, co było po wyborach, czyli nad dokonaniami niekomunistycznego rządu z Czesławem Kiszczakiem w składzie, ani nad tym, jak wyglądała transformacja gospodarcza. Nie muszę też chyba przypominać, że 4 czerwca nie był żadną cezurą, jeśli chodzi o działania nieznanych sprawców. Dość powiedzieć, że wśród setek oddolnych patriotycznych inicjatyw mamy takie, które są związane z Powstaniem Warszawskim, 11 listopada, Żołnierzami Wyklętymi czy strajkiem sierpniowym, a z okazji 4 czerwca jakoś niczego większego nie kojarzę. Widocznie brakuje ludzi, którzy chcieli by się za taką inicjatywę wziąć. Społeczeństwo nie widzi w czerwcowych wyborach przełomu wartego świętowania. I nie sądzę, żeby taką inicjatywą stał się marsz KOD. To nie tyle celebrowanie rocznicy, co wykorzystanie jej w bieżącej politycznej rąbance. Zmienię zdanie, jeśli któregoś 4 czerwca zobaczę coś porównywalnego choćby z Marszem Niepodległości. Na to się jednak nie zanosi.