Matki świadome

Agata Puścikowska

|

GN 23/2016

publikacja 02.06.2016 00:00

Media zajmują się garstką „walczących”, nie dostrzegając tego, co robi większość.

Agata Puścikowska Agata Puścikowska

Koniec maja, początek czerwca to w mojej okolicy od kilku lat wysyp przeróżnych inicjatyw „okołomatczynych”. Taka tendencja pokazuje, że po pierwsze – kobiety, matki chcą się spotykać i integrować. Po drugie – chcą się mądrze i inspirująco formować. Po trzecie – stanowią dla siebie dobre, pozytywne wsparcie. A tematyka? O powołaniu kobiety, o macierzyństwie, afirmacji życia rodzinnego, łączeniu pracy zawodowej z prowadzeniem domu. I wielu innych sprawach potrzebnych, ludzkich, bliskich, a przez długi czas skutecznie ośmieszanych. Więc panie powiedziały: dość. I robią swoje.

Ile takich inicjatyw jest w całej Polsce? Trudno powiedzieć. Małe klubiki, duże duszpasterstwa, wyjazdy przeróżne, konferencje. Niedawno byłam na pierwszej Pielgrzymce Kobiet Diecezji Siedleckiej. Inicjatywa powstała na prośbę samych pań. Po prostu widziały taką potrzebę, by pojechać razem do Pratulina, modlić się, rozmawiać, słuchać. A biskup siedlecki zrobił wszystko, by im w tym pomóc. Efekt? Miało być 300 osób, przyjechało prawie 1500. Kapitalna atmosfera, skupienie, radość. Jednocześnie przepiękne podlaskie widoki, szemrzący Bug, zielono.

Kolejny przykład. Tym razem Warszawa. Konferencja pt. „Być kobietą urzekającą”. Kilkaset pań całą sobotę poświęciło, by pobyć razem. I w zalewie przedziwnych pseudowartości odnaleźć to, co najważniejsze. By jeszcze raz, w gronie myślących podobnie, stwierdzić: fajnie być kobietą, matką.

Dobre spotkania, dobre dni. Najlepiej jednak, by po tego typu spotkaniach panie, wzmocnione i zadowolone, niosły dalej kaganek wspólnych wartości i radości. Do mniejszych miejscowości, różnych środowisk, blokowisk, koleżanek z pracy czy przedszkola swoich dzieci. By idee i dobro, które gdzieś tam drzemią, miały możliwość pączkować.

Wróciłam z babskich spotkań zafascynowana, wzmocniona. Świadoma (na nowo) swojej wartości i roli. Otwieram komputer, wpada mi informacja o „świadomych kobietach” protestujących z plakatami o treści: „moja macica jest kobietą”. Głoszących, że „należy walczyć o swoje” ze wszystkim, co się rusza. Najchętniej z facetami i Kościołem.

Matczyny matrix. Bo te „świadome”, a w sumie jest ich garstka, były otrąbione medialnie, jakby ich tam z milion było. Panie, z którymi się spotykałam – w sumie tysiące – zrobiły swoje, wróciły, cicho pracują. Działają. Kochają.

Fajnie, że są świadome matki. I jest ich (cicha) większość.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.