Jak powstaje "gorsza" Europa?

Andrzej Nowak

|

GN 22/2016

Ignorancja i pogarda „postępowych” elit zachodnich w stosunku do naszego regionu wspiera się zawsze na usłużnych i pełnych kompleksów głosach stąd.

Jak powstaje "gorsza" Europa?

Bill Clinton, były prezydent Stanów Zjednoczonych, wsparł ostatnio specyficzny punkt widzenia zachodnich elit na nasz biedny, zacofany region. Podczas wystąpienia na wiecu wyborczym swojej małżonki Hillary stwierdził, iż „Polska i Węgry zdecydowały, że demokracja jest zbyt kłopotliwa, wolą przywództwo w stylu putinowskim”. Już dzień po zaprzysiężeniu rządu Beaty Szydło mogłem osobiście wysłuchać podobnej insynuacji. Było to na konferencji w Waszyngtonie poświęconej Rosji i putinowskiej polityce historycznej. Nieoczekiwanie na inaugurację dyskusji podniósł się pewien wybitny waszyngtoński intelektualista i powiedział tak: no dobrze, jest jakaś tam może nieszczególna rosyjska polityka historyczna, ale przecież u was jest minister obrony, który jest historykiem, i to dopiero jest groza, bo to jest antysemita! Powołał się na powielone przez zachodnie media fałszywe oskarżenia pod adresem ministra Macierewicza, jakoby był admiratorem i wyznawcą „protokołów mędrców Syjonu”...

Jeszcze wcześniej, 5 tygodni po zaprzysiężeniu prezydenta Andrzeja Dudy, w najbardziej wpływowym organie ideologicznej dyscypliny nad światem („New York Times”) ukazał się obszerny artykuł poświęcony naszemu regionowi. Autor tego opracowania – Rick Lyman – użył w tytule znajomego określenia „Wschodni Blok”. Ten „blok”, do którego nie wchodzi już Rosja (ta jest jednak zbyt ważna i potężna, by ją tak łatwo obrażać), obejmuje kraje Europy Środkowo-Wschodniej – od Estonii, Łotwy i Litwy przez Polskę, Czechy, Słowację i Węgry, aż po Rumunię i Bułgarię. Krótko mówiąc: „nową”, „gorszą” Europę, nieopatrznie przyjętą formalnie do tej „prawdziwej”, „starej”, „lepszej”. Nasza gorsza Europa wykazuje „uporczywy nacjonalizm, rasowe i religijne przesądy”, które uniemożliwiają jej przyjęcie światłych rad i napomnień płynących z Brukseli i Berlina w sprawie przyjmowania fali uchodźców z krajów ofiar europejskiego kolonializmu. Nic to, że akurat kraje naszego regionu w owym kolonializmie nie uczestniczyły, że nie dzielą zbrodni, które na swoim historycznym koncie mają WYŁĄCZNIE narody „starej”, „dobrej” Europy, jak choćby Belgowie, autorzy największego przed Holocaustem ludobójstwa (5–10 mln mieszkańców Konga), czy Holendrzy – w Indonezji, czy Włosi – w Libii oraz w Etiopii. Przeciwnie, niektóre kraje naszego regionu – jak choćby Rumunia, Bułgaria czy Węgry – same były ofiarami wielowiekowej opresji kolonialnej ze strony imperium islamskiego (Turcji), a kilka innych – opresji ze strony państw niemieckich czy Imperium Rosyjskiego. Te kolonializmy, te historyczne „zaszłości” nie są jednak pamiętane na europejsko-nowojorskich salonach.

Autor artykułu w „New York Timesie” nic nie musi o nich wiedzieć. I nie musi mu to przeszkadzać w rasistowskim wywodzie na temat „gorszej” Europy – „Wschodniego Bloku”. Podobnie jak Bill Clinton nie musi wiedzieć, że Polska i Węgry nie uczą się demokracji od Putina, ani nie powstały dopiero z łaski USA w 1989 roku, ale mają historię demokratyczno-­republikańskich instytucji trzy razy starszą niż Stany Zjednoczone. Nie muszą tego wiedzieć, bowiem ignorancja i pogarda „postępowych” elit zachodnich w stosunku do naszego regionu wspiera się zawsze na usłużnych i pełnych kompleksów głosach stąd. Tak właśnie Rick Lyman mógł powołać się na autorytet świadków takich jak Wałęsa i Biedroń oraz Marcin Zaborowski, były szef Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. Ten ostatni, z wyjątkową znajomością naszych dziejów, podsumował – na użytek tezy o „gorszej” Europie – powody naszej „gorszości”: „pochodzimy z regionu, w którym tradycja przyjmowania kulturalnie odmiennych wychodźców jest bardzo słaba” Cóż, ciekawe, skąd się tutaj wzięła największa na świecie społeczność Żydów, skąd polscy Ormianie, Szkoci, „Olędrzy”, opolaczeni Niemcy? A jeszcze ciekawsze, czy istotnie wygłaszający takie pełne pogardy sądy o naszej nędznej wspólnocie osobnicy sami się z nią identyfikują, czy myślą może, że już należą do tej lepszej, nie „wschodniej” Europy?

Tak nielubiący „świra-Macierewicza” minister Sikorski może korzystać z pomocy swej inteligentnej i wpływowej małżonki, by podsuwać „mędrcom” z salonów waszyngtońskich sugestie o przejęciu władzy w Polsce (i regionie) przez wyznawców skrajnego antysemityzmu-putinizmu. Jednak te insynuacje, wpisujące się w zakorzenione w zachodnich elitach stereotypy na temat całego regionu „małych krajów” między Niemcami a Rosją, nie ranią tylko wskazanych przez nie przeciwników politycznych, ale uderzają w cały region, pogłębiając niebezpieczny dół między nim a resztą Europy.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.