Moskwa, 9 maja, święto. Ale czego?

Andrzej Zawistowski

|

GN 19/2016

publikacja 05.05.2016 00:00

Wydaje się, że odpowiedź na tytułowe pytanie jest oczywista. Przeciągająca corocznie przez Plac Czerwony defilada czci kolejną rocznicę zakończenia II wojny światowej. Może zabrzmi to dziwnie, ale nie jest to prawda.

Defilada na Placu Czerwonym w Moskwie 9 maja 2014 r. Defilada na Placu Czerwonym w Moskwie 9 maja 2014 r.
YURI KOCHETKOV /EPA/PAP

Od wielu lat początek maja przynosi większe lub mniejsze dyskusje na temat obecności światowych polityków na moskiewskiej paradzie wojskowej 9 maja. Kontrowersje te z reguły są konsekwencjami bieżących wydarzeń międzynarodowych. Tak było w ubiegłym roku, gdy przyjazd do Moskwy na jubileuszowe uroczystości lub jego odmowa była probierzem stosunku do rosyjskiej agresji na Ukrainę. Również na arenie krajowej problem ten pojawiał się przez lata – by przypomnieć chociażby dyskusje nad udziałem premiera Józefa Oleksego w uroczystościach w 1995 r. Lech Wałęsa groził wówczas Oleksemu odpowiedzialnością karną, jeżeli uda się on do Moskwy. Ostatecznie Oleksy jednak pojechał do Rosji, a po całym zamieszaniu pozostała piosenka Kazika na Żywo „Łysy jedzie do Moskwy”. Podobnie było z wizytą Aleksandra Kwaśniewskiego w maju 2005 r., gdy zdecydował się on – wbrew licznym głosom – jednak stanąć na Placu Czerwonym. W 2010 r. na uroczystości pojechał wypełniający obowiązki prezydenta RP Bronisław Komorowski, a w defiladzie wziął udział pododdział żołnierzy z batalionu reprezentacyjnego Wojska Polskiego. Tym razem krytyka była dużo słabsza, choć defilada Polaków wśród sztandarów z wizerunkami Lenina, czerwonej gwiazdy oraz sierpa i młota była dość dziwna. Na piersiach Polaków zawieszono jubileuszowe rosyjskie medale, a rozchodzący się po Placu Czerwonym głos lektora przypominał o naszym wkładzie w zwycięstwo nad Hitlerem. Niestety, tylko z perspektywy armii Berlinga.

Najciekawsze jest jednak to, że wszelkie spory o wizyty w stolicy Rosji opierają się na dyskusji, czy to właśnie tam należy świętować zakończenie II wojny światowej. Rosjanie przez lata doprowadzili bowiem do sytuacji, że moskiewskie uroczystości uważa się za główny punkt corocznych obchodów. W ubiegłym roku Bronisław Komorowski podjął – jak się okazało całkowicie nieudaną – próbę uczynienia z Westerplatte miejsca upamiętniającego nie tylko początek, ale i koniec wojny.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.