O roku ów!

Marek Jurek

|

GN 15/2016

Ostatnie pół wieku było niezwykłym czasem łaski, ale również niekonsekwencji, z jaką ją przyjmowaliśmy jako naród.

O roku ów!

Rocznice wydają nam się konwencjami przyjętymi całkowicie umownie. Na pozór to tylko daty przypadkiem odnoszące się do innych. A jednak pełen jubileusz, Rok Święty, zakorzeniony jest w samym Objawieniu. Bóg chciał, żebyśmy patrzyli w przeszłość i świadomie kierowali swoją historią. „Będziecie święcić pięćdziesiąty rok, oznajmijcie wyzwolenie w kraju dla wszystkich jego mieszkańców. Będzie to dla was jubileusz – każdy z was powróci do swej własności i każdy powróci do swego rodu. Cały ten rok pięćdziesiąty (...) to będzie dla was jubileusz, to będzie dla was rzecz święta” (Kpł 25,10-12).

Półwiecze to z jednej strony długi historyczny czas, jak wiek wojen za panowania Jana Kazimierza, ostatniego króla „z krwi Jagiełłowej”, oraz dwóch „Piastów” – Wiśniowieckiego i Sobieskiego, a więc okres pomiędzy europejską potęgą Władysława IV a załamaniem państwa w czasach saskich. Albo jak czas powstań narodowych zawieszony pomiędzy nadziejami na odbudowę Polski po napoleońskiej epopei (Królestwo Kongresowe miało być taką „promesą” odbudowy Polski w granicach przedrozbiorowych) a zupełnym pogrzebaniem sprawy polskiej po powstaniu styczniowym. W ciągu półwiecza mieści się bardzo wiele, z reguły kilka okresów historycznych – jak Druga Rzeczpospolita, niemiecka i sowiecka okupacja, i paroksyzmy najbardziej krwawego okresu kolaboracyjnych rządów powojennych. Z drugiej strony każdy pełny jubileusz jest jak klamra spinająca biografię pokolenia. To czas mieszczący się w świadomym życiu człowieka, więc najodpowiedniejszy dystans, by przyjrzeć się historycznej zmianie, by medytować na temat Opatrzności i naszej odpowiedzialności. Jubileusz to czas bilansu i to nie tyle czas patrzenia w przeszłość, ile prześledzenia, jak historia posuwa się naprzód. Każdy jubileusz to nowy początek.

Obchody milenijne, które pięćdziesiąt lat temu organizował kardynał Wyszyński, odważnie podjęły wyzwania swoich czasów i w całości były zwrócone ku przyszłości. Miały ożywić chrześcijańską świadomość i poczucie godności narodu, umocnić go w obronie wolności Kościoła, odbudować więź z innymi narodami Europy. Od tamtych obchodów historia potoczyła się szybko. Upadła dyktatura Gomułki (który próbował zanegować Chrzest Polski jako początek naszej państwowości), zelżała cenzura i pojawiła się opozycja polityczna, kardynał Wojtyła został wybrany na papieża i wybuchła „Solidarność”, rozpadł się Związek Sowiecki i przyszła niepodległość, a wraz z nią walka (w sporej części skuteczna) o przywrócenie podstawowych chrześcijańskich instytucji życia publicznego. Przyszły również porażki niepodległego państwa: katastrofa demograficzna, uwłaszczenie nomenklatury, niezerwana ciągłość prawna z PRL. Te pół wieku było niezwykłym czasem łaski, ale również niekonsekwencji, z jaką ją przyjmowaliśmy jako naród.

Dziś też potrzebujemy jubileuszu obróconego w przyszłość. W tym duchu, pod hasłem „Następne Tysiąclecie już trwa” obradował w Poznaniu II Chrześcijański Kongres Społeczny. Przyjęta na nim Karta mówi o dziedzictwie, ale przede wszystkim odnosi się do przyszłości: „Podstawowe składniki dobra wspólnego – ochrona życia, respektowanie praw rodziny i zapewnienie edukacji opartej na wartościach moralnych – potrzebują zabezpieczenia konstytucyjnego, a wcześniej – domagania się od wszystkich sił politycznych ich poszanowania, a także reagowania na ich pogwałcenie (takie jak zbrodnia w Szpitalu na Madalińskiego) jako na naruszenie samej sprawiedliwości. Polityka solidarności wobec rodzin wychowujących dzieci musi być rozszerzana i kontynuowana, bo dopiero osiągnięcie progu pół miliona urodzeń dzieci rocznie otworzy nadzieję na przełamanie katastrofy demograficznej. Walcząc o przełamanie kryzysu rodziny, Rzeczpospolita ma również obowiązek przeciwstawić się wszelkim formom zorganizowanej demoralizacji. Polska powinna aktywnie kształtować opinię chrześcijańską w Europie”.

Pokolenie może przeżyć dwa jubileusze, organizować może tylko jeden. 1050-lecie Chrztu Polski to okazja do odnowy duchowej, ale również niepowtarzalna szansa dla polskiej polityki na przedstawienie wspólnie z innymi państwami Europy (praktycznie – Europy Środkowej) naszego stanowiska wobec współczesnych wyzwań i wobec przyszłości naszych narodów w Europie. To okazja, by Prezydent Rzeczypospolitej wspólnie z Prezydentem Węgier (i ewentualnie innymi chrześcijańskimi przywódcami regionu), przywołując początek naszej historycznej drogi – publicznie powiedział, że przyszłością Europy jest wierność Ewangelii, ład moralny oparty na szacunku dla życia i rodziny, wychowanie przekazujące kulturę chrześcijańską, współpraca suwerennych państw, poczuwających się od odpowiedzialności za przyszłe pokolenia. I że nasze państwa przez wierność wobec tych zasad gotowe są przeciwstawiać się publicznej demoralizacji, podważaniu znaczenia dziedzictwa chrześcijańskiego, destrukcji naszych tysiącletnich państwowości. Raz przyjęta, taka międzynarodowa deklaracja może stać się na lata odniesieniem dla polityki naszych państw, oparciem dla naszego stanowiska (i wobec nacisków) na forum europejskim, orędziem do opinii chrześcijańskiej w państwach zachodnich. Nadchodzący jubileusz to moment historyczny, nie można go ograniczać do retoryki wspomnień. Jeśli uświadomimy sobie jego historyczne znacznie – może zająć w historii Polski miejsce podobne jak rok 1966. To Pański czas, Panie Prezydencie!

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.