Pośród rosnących gór

Barbara Gruszka-Zych

|

GN 14/2016

publikacja 31.03.2016 00:15

O oczach serca, przebaczeniu i złotej nitce miłosierdzia z o. Ludwikiem Mycielskim OSB

Ojciec Ludwik Mycielski Ojciec Ludwik Mycielski
– od 60 lat zakonnik, od 50 kapłan. Założyciel benedyktyńskiego klasztoru w Biskupowie koło Nysy. Doktor teologii biblijnej, autor wielu książek
roman koszowski /foto gość

Barbara Gruszka-Zych: Słyszałam, że modlił się Ojciec o to, żeby nie zostać księdzem.

Ojciec Ludwik Mycielski: Od ósmego roku życia. W Morągu znalazłem się na sali pooperacyjnej z chłopami opowiadającymi wstrętne kawały. Na moje protesty odpowiadali: „Za pieniądze ksiądz się modli, za pieniądze świat się podli”. Gdy opowiedziałem o tym rodzicom, usłyszałem: „Lepiej by im było przywiązać kamień młyński do szyi i utopić w głębinach morza”. Zostałem przez tamtych mężczyzn podtruty, a wynik był taki, że do codziennego pacierza zacząłem dołączać prośbę: „Panie Jezu, żebym przypadkiem nie został księdzem!”.

Myślał Ojciec, że Pan Bóg sobie odpuści?

Do czasu matury, ze względu na prześladowanie przez UB całej mojej rodziny, często zmieniałem miejsce zamieszkania. Uczęszczałem do dwunastu szkół w różnych wsiach i miastach Polski. Do IX klasy ogólniaka chodziłem w Dubiecku koło Przemyśla. Tam właśnie na jednej z lekcji religii ksiądz zawołał: „Samuelu, Samuelu, Samuelu!”, po czym podszedł do mnie i szepnął: „Kiedy takie wołanie usłyszysz, odpowiedz: »Mów, Panie, bo sługa Twój słucha«”. Od tamtej chwili wszyscy zaczęli mi wmawiać, że będę księdzem. Nie mogłem tego wytrzymać i postanowiłem stamtąd uciec. Wysłałem do rodziców list z pytaniem: „Czy mogę stąd wyjechać?”. Odpowiedzieli: „Na wszystko, co nie jest grzechem, pozwalamy i błogosławimy”. Obdarzyli mnie cudowną wolnością.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.