Ostatnia linia oporu

Jakub Jałowiczor

|

GN 14/2016

publikacja 31.03.2016 00:15

Chile jest jednym z niewielu krajów na świecie, gdzie aborcja jest zakazana. Niestety, wkrótce może się to zmienić.

Protest przeciwko próbie legalizacji aborcji przed siedzibą chilijskiego parlamentu  21 marca 2016 r. Protest przeciwko próbie legalizacji aborcji przed siedzibą chilijskiego parlamentu 21 marca 2016 r.
MARTIN BERNETTI /east news

Chile uchodzi za najbardziej konserwatywny kraj Ameryki Łacińskiej. Do 2004 r. w tamtejszym prawie nie było rozwodów. Od 27 lat obowiązuje całkowity zakaz aborcji. Jednak socjalistyczna prezydent Michelle Bachelet, która po 4 latach przerwy wróciła do władzy, zapowiedziała 5 wielkich reform, w tym zmiany obyczajowe: ustanowienie cywilnych związków jednopłciowych i legalizację zabijania dzieci poczętych. Prawo aborcyjne może zostać uchwalone już niedługo. Poparła je niższa izba parlamentu.

Dzieci zabiją dzieci

Forsowany przez prezydent Bachelet projekt ustawy zezwala na zabicie dziecka, gdy jest ono chore, poczęte w wyniku gwałtu albo kiedy zagrożone jest życie matki. Aborcji mogłyby dokonać także małoletnie dziewczęta. Matkom mającym nie więcej niż 14 lat wolno byłoby to zrobić do 18. tygodnia ciąży. Ciężarne, które ukończyły 15. rok życia, mogłyby abortować do 12. tygodnia. Michelle Bachelet tłumaczy, że bardzo młode dziewczęta potrzebują więcej czasu, żeby zorientować się, że są w ciąży. Projekt poparło dwie trzecie chilijskich deputowanych. Wśród głosujących za legalizacją zabijania dzieci poczętych była duża część Chrześcijańskiej Demokracji. Wynik głosowania z entuzjazmem przyjęły feministki, które pojawiły się roznegliżowane na posiedzeniu parlamentu.

Argument z Pinocheta

– Zniesienie zakazu aborcji to był nasz dług do spłacenia po odzyskaniu demokracji w 1990 r. – przekonywała Laura Albornoz, minister ds. kobiet w pierwszym gabinecie Michelle Bachelet, należąca do Chrześcijańskiej Demokracji. Zwolennicy liberalizacji prawa często przypominają, że całkowitą ochronę życia poczętego wprowadził w Chile gen. Augusto Pinochet. Wprawdzie przez niemal cały czas jego rządów aborcja w niektórych sytuacjach była możliwa, lecz w 1989 r., tuż przed oddaniem władzy, generał zabronił zabijania nienarodzonych. Ma to być dowód na to, że zakaz aborcji jest przejawem braku demokracji. Ten argument punktował podczas debaty w parlamencie René Manuel García, deputowany centroprawicowego Odrodzenia Narodowego. – Rząd wojskowy czy dyktatura – jakkolwiek ją nazywać – zabijała osoby dorosłe. Państwo zabijają osoby, które jeszcze się nie narodziły. Powiedzcie, jaka jest różnica między tymi zbrodniami? – pytał.

Nie chce aborcji? Ma chcieć

Kampania na rzecz legalizacji aborcji nie polegała jedynie na przypominaniu o Pinochecie. Media nagłaśniały przypadki małoletnich dziewcząt, które zaszły w ciążę. W 2014 r. informowano o 13-latce, która miała być gwałcona przez członka rodziny i urodziła jego dziecko. Zmarło ono w ciągu doby po porodzie. Rok wcześniej jeszcze większym echem odbiła się sprawa 11-latki nazywanej Belén. Dziewczynka była wykorzystywana przez ojczyma i zaszła w ciążę. O zabicie jej dziecka apelowali lewicowi aktywiści i celebryci.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.