Cios w serce Europy

Maciej Legutko

|

GN 14/2016

publikacja 31.03.2016 00:15

18 marca belgijska policja świętowała ujęcie organizatora listopadowych zamachów w Paryżu. Cztery dni później terroryści spod znaku Państwa Islamskiego przeprowadzili kolejną serię bestialskich ataków. W Brukseli – w samym centrum Europy.

Stacja Maelbeek, gdzie miał miejsce jeden z dwóch zamachów w belgijskim metrze, usytuowana jest tuż obok budynków instytucji unijnych. Trudno o bardziej zuchwałe uderzenie niż w samo serce UE Stacja Maelbeek, gdzie miał miejsce jeden z dwóch zamachów w belgijskim metrze, usytuowana jest tuż obok budynków instytucji unijnych. Trudno o bardziej zuchwałe uderzenie niż w samo serce UE
EMMANUEL DUNAND /east news

Belgijska policja przegrała dramatyczny wyścig z czasem. Po brawurowej akcji ujęcia Salaha Abdeslama (mózg akcji w Paryżu) okazało się, że do ostatnich chwil przed zatrzymaniem planował on kolejne zamachy w Europie. Minister spraw zagranicznych Belgii Didier Reynerd ostrzegał 19 marca: „Abdeslam był gotowy zorganizować coś w Brukseli, znaleźliśmy dużo ciężkiej broni i odkryliśmy skupioną wokół niego komórkę terrorystyczną”. Już cztery dni później podejrzenia służb stały się faktem. Dwóch zamachowców samobójców – Brahim El Bakraoui oraz niezidentyfikowana jeszcze osoba – wysadziło się na brukselskim lotnisku Zaventem. Niecałą godzinę później brat Brahima – Khalid – zdetonował ładunek w pociągu metra na stacji Maelbeek, w pobliżu siedzib unijnych instytucji. W obu zamachach zginęły 34 osoby, a ponad 200 zostało rannych. Jeszcze tego samego dnia do ataku przyznało się Państwo Islamskie. Wciąż nie udało się ująć Najima Laachraoui, który towarzyszył na lotnisku terrorystom. Szybko okazało się, że sprawcy mieli ścisłe związki z Abdeslamem i atakami w Paryżu. Dlaczego to właśnie Belgia stała się centrum aktywności europejskich dżihadystów?

Precyzyjny plan

Przerażająca jest coraz większa skrupulatność i złożoność akcji przeprowadzanych przez ISIS, a także liczba zaangażowanych w nie osób. Uderzenie w Brukseli, podobnie jak wcześniej w Paryżu, przebiegało według precyzyjnie nakreślonego planu – pieczołowite przygotowanie logistyczne, atak na cel rozpoznawalny na całym świecie, w kilku miejscach tłumnie uczęszczanych przez bezbronnych cywilów, zabicie jak największej liczby osób przez samobójców i potęgowanie paniki rozłożonymi w czasie kolejnymi eksplozjami. Jak wynika z ujęć kamer na lotnisku Zaventem, bracia El Bakraoui mieli ze sobą ukryte w rękawiczkach detonatory. Zdaniem amerykańskich ekspertów ładunkiem wybuchowym był nadtlenek acetonu – śmiertelnie niebezpieczna mieszanka możliwa do skonstruowania z łatwo dostępnych składników. Zamachowcy są już świadomi szeroko rozbudowanego monitoringu i często poruszają się w przebraniach, tak jak Laachraoui, który nosił zasłaniający oczy kapelusz oraz najprawdopodobniej doklejony nos. Udało mu się umknąć policji. Zamachowcy mieli nawet przygotowany plan B. Gdyby nie udało się odpalić bomby, użyliby przyniesionego ze sobą kałasznikowa. Po pierwszej eksplozji na lotnisku nastąpił kolejny wybuch w innej części miasta. Miejsce oczywiście nie było przypadkowe. Stacja Maelbeek usytuowana jest tuż obok budynków instytucji unijnych. Trudno o bardziej zuchwałe uderzenie niż w samo serce UE. Przywódcy Wspólnoty na wiele godzin zostali uwięzieni w swoich siedzibach. W krótkim czasie grupa fanatyków sparaliżowała cały kraj – stanęły pociągi, samoloty i komunikacja miejska. Chaos pogłębiły plotki o awarii belgijskiej elektrowni atomowej Tihange i przymusowej ewakuacji jej pracowników.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.