Wiki ma 11 lat. Czeka na dom. Jeśli go nie znajdzie – zamieszka w domu pomocy społecznej. Ale dzieci takich jak Wiki jest więcej...
Czy Wiki znajdzie prawdziwy dom? Jej opiekunki, pani Kinga i Monika, nie tracą nadziei
jakub szymczuk /foto ogść
Wiktoria ma ciemne włosy, figlarne oczy, a uśmiech taki, że chmury przegania. Na wózku, lekkim, bo nowoczesnym, jeździ, jakby tańczyła na łyżwach – płynnie, zgrabnie i szybko. Czasem za szybko. – Jest ogromnie sprawna i samodzielna. Wiktoria jeździ na wózku po całym domu, a my wciąż prosimy: „Zwolnij, Wiki” – Kinga Myrcik, p.o. dyrektor Domu im. J. Korczaka, Regionalnej Placówki Opiekuńczo-Terapeutycznej w Gdańsku, patrzy na podopieczną z ciepłem i sympatią. Niemal jak na własną córkę. – Ale ja grzeczna jestem – figlarnie, choć powoli, lekko oddzielając słowo od słowa, odpowiada Wiki. – Bardzo.
Samodzielność
Wiktoria urodziła się w 2005 r. Z burzą ciemnych włosków na głowie i sprzężoną niepełnosprawnością. Przepuklina oponowo-rdzeniowa, upośledzenie umysłowe, kilka innych problemów z wątłym ciałkiem. Zbitka, która odstraszyła biologicznych rodziców. Zbitka, która odstrasza do dziś. Sąd pozbawił ojca i matkę wszelkich praw do dziewczynki. Miała dwa lata, gdy trafiła do domu dziecka – ośrodka przeznaczonego wyłącznie dla dzieci z dysfunkcjami intelektualnymi (i często jednocześnie fizycznymi). I niemal od razu, od początku pobytu Wiki w Gdańsku ośrodek adopcyjny w porozumieniu z placówką opiekuńczą rozpoczął szukanie dla dziewczynki nowych rodziców. Jeśli nie adopcyjnych (przysposobienie pełne), to choćby zastępczych. Do tej pory bez skutku. – Prawda jest taka, że suche fakty o Wiktorii, czyli opis jej stanu fizycznego, skutecznie odstraszały potencjalnych rodziców adopcyjnych – opowiada Kinga Myrcik. – Gdy ludzie dowiadują się, że dziecko jest upośledzone w znacznym stopniu, nie czują się na siłach, aby podjąć opiekę.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.