Grozi nam dyktatura...

Franciszek Kucharczak

Dziwnie się robi człowiekowi, gdy widzi, z jakim zapałem środowisko dawnych śmiertelnych wrogów Wałęsy teraz wynosi go pod niebiosa.

Grozi nam dyktatura...

Ta sama „Wyborcza”, która teraz zamieszcza plakaty „Solidarni z Lechem”, kiedyś w każdym tekście tymże Lechem poniewierała, ile mogła. Gdy trwała kampania prezydencka, w której salon przeciwstawił Wałęsie Mazowieckiego (poległ sromotnie w pierwszej turze), jazgot salonu przeciw Lechowi osiągnął apogeum. Byłem wtedy na spotkaniu z Jackiem Fedorowiczem, który ironizował, że o czymkolwiek Michnik mówi, to musi być źle o Wałęsie. Na przykład, gdy mówi o kajaku: „Do produkcji kajaka potrzebna jest dykta – a grozi nam dykta…tura Wałęsy”. Jakoś zapamiętałem to zdanie, bo wzbudziło wielką wesołość na sali. Dziś gazeta Michnika znów straszy dyktaturą – ale Kaczyńskiego. Wałęsa dziś jest świetny i święty, wzór cnót wszelakich, a przecież to jest ten sam człowiek, co wtedy. Nic się w nim nie zmieniło. Ale cóż – zmieniła się sytuacja salonu. A to, że Lech okazał się umaczany we współpracę z esbecją, nie stanowi dla salonu żadnego problemu. Przeciwnie – to wręcz jego zaleta. I wszystko da się zakrzyczeć. Prawda też nie ma tu żadnego znaczenia.

Ciekawe, czy sam Wałęsa szczerze wierzy, że środowisko KOD jest naprawdę z nim solidarne. Powinien pamiętać te wszystkie wolty, jakie wykonywała ekipa Michnika, traktująca go raz jak szmatę, a innym razem jak pomnik. Dziś Wałęsa jest kolejny raz rekwizytem w grze. Nie ma tam odrobiny rzeczywistego uznania i szacunku dla tego „narodowego symbolu” – choćby dlatego, że i dla narodu tam szczególnej miłości nie ma. Tam jest działanie na rzecz internacjonalnych ideałów lewicy, a Wałęsa jest w tej grze po prostu potrzebny. Dziś, gdy były prezydent opowiada na prawo i lewo niespójne historie, niezdolny zmierzyć się z twardymi dowodami, salon łyka wszystko z zachwytem i puszcza dalej.

Cóż – grozi nam dyktatura Kaczyńskiego.