Ratunek z góry

Agata Puścikowska

|

GN 09/2016

publikacja 25.02.2016 00:15

O walce z ciężką chorobą, sile modlitwy i cudzie w poszukiwaniu dawcy szpiku z Arturem Górskim

Ratunek z góry Artur Górski, ur. 1970, polityk, politolog, nauczyciel akademicki, dziennikarz, poseł na Sejm, doktor nauk humanistycznych Leszek Szymański /epa/PAP

Agata Puścikowska: Ciężka choroba – moment dramatyczny. W jaki sposób pomóc choremu, by nie obciążać go, lecz wesprzeć?

Artur Górski: Wszystko zależy od konkretnej osoby, jej spojrzenia na świat, jej religijności. Osobie wierzącej należy pokazać niezłomną wiarę w to, że Pan Bóg pomoże. Warto też zaapelować do ludzi o modlitwę i pokazać jej siłę, aż po cuda uzdrowienia. To daje nadzieję. Trudniej jest ze wspieraniem osoby niewierzącej. Tu odwoływanie się do Boga i wiary nie działa, a może wręcz irytować. Wtedy warto wskazać liczne przypadki wyleczenia z konkretnej choroby, podać statystykę wyzdrowień. Choć jestem osobą wierzącą, kiedy zachorowałem, nawet na mnie statystyka zrobiła pozytywne wrażenie. Lekarze poinformowali mnie, że przy zaawansowaniu mojej białaczki bez przeszczepu mam 1 proc. szans na przeżycie, a przy przeszczepie aż 40 proc. na pełne wyleczenie. Wybór był oczywisty. Zrozumiałem, że muszę mieć przeszczep. Dotarło też do mnie, że pozostałe 60 proc. muszę… wymodlić.

Był moment, w którym zawahał się Pan przed procedurą? Przeszczep budzi wśród chorych lęk…

Nie wahałem się. Od początku zaufałem Bogu i lekarzom. Najpierw oczywiście byłem przygotowywany do przeszczepu. Procedura nakazuje potraktować chemią i naświetleniami całe ciało, do tzw. wyzerowania. Lekarze powiedzieli mi, że w pewnym sensie mnie „zabiją”, ale przeżyję. I tak się stało. Potem nastąpił przeszczep.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.