Zamieszanie wokół marszu pamięci w Hajnówce pokazało, że przeciwnicy pamięci o powojennym podziemiu nie dają za wygraną.
Artur Reszko /epa/pap
Moda na patriotyzm trwa w Polsce od ponad dziesięciu lat. Temat żołnierzy wyklętych jest obecny w popkulturze krócej, ale nabiera popularności. Nikogo nie dziwi dziś widok nastolatka czy studenta w koszulce z godłem Narodowych Sił Zbrojnych i nic nie wskazuje na to, by młodzież miała nagle zmienić podejście. Nie brak jednak takich, którzy starają się powstrzymać trendy. I nie chodzi tu tylko o postkomunistycznych polityków.
Bohater czy zbrodniarz?
Najnowsza afera wokół powojennych partyzantów wybuchła, kiedy na stronie „Gazety Wyborczej” pojawiła się informacja, że prezydent Andrzej Duda objął patronatem I Hajnowski Marsz Żołnierzy Wyklętych. Organizowane przez Obóz Narodowo-Radykalny uroczystości miały upamiętniać m.in. Romualda Rajsa, ps. „Bury”. Jak podkreśla Tadeusz Płużański, prezes Fundacji „Łączka”, zajmującej się pielęgnowaniem pamięci o powojennych partyzantach, Romuald Rajs jest – obok Józefa Kurasia „Ognia” – jedną z postaci najczęściej atakowanych przez przeciwników kultu żołnierzy wyklętych.
– Oni mają być przykładem, że polskie wojsko walczące z sowieckim okupantem to byli bandyci. Ja twierdzę, że to byli żołnierze walczący przede wszystkim o wolność i niepodległość Polski. Zdarzały się w ich działalności momenty kontrowersyjne, ale nie zapominajmy, że to były warunki wojenne – tłumaczy Tadeusz Płużański.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.