W Malcanowie mantylki kują. To znaczy – szyją. Delikatne, zwiewne, koronkowe…
Adrianna Tryburcy w jednej z własnoręcznie uszytych mantylek. To rodzaj koronkowej chusty zakładanej przez kobiety na głowę w czasie Mszy świętej
jakub szymczuk /foto gość
Kulturowo przeszczepione z dalekiej Hiszpanii czy Włoch. A mimo to na mazowieckiej wsi, do której dotarcie zimą nieutwardzoną i zalodzoną drogą przez bujny las to spory wyczyn, mantylki mają się całkiem dobrze. I znalazły swoje miejsce wśród polskich wierzb płaczących, podmokłych pól i… zapachu domowej kartoflanki. Bo gdy szyje je Adrianna, wokół roztacza się zapach zupy, za oknem rozciągają się mazowieckie krajobrazy, a dzieci otaczają maszynę do szycia i pilnują, czy ścieg idzie prościuteńko.
Koronkowe początki
A wszystko zaczęło się dość dawno temu, od chodzenia na Mszę św. w trydenckim rycie. Adrianna i Maciej Tryburcy zaczęli chodzić na Msze po łacinie wraz z dziećmi. Ale wraz z łaciną w mowie zastali tam także inne „łacińskie” zwyczaje: nakrycia głowy u kobiet. W formie chustek, kapeluszy, czapek. W wersji letnio-eleganckiej: mantylki właśnie. – Przed Soborem Watykańskim II to był obowiązek. Prawo kanoniczne nakazywało noszenie nakryć głowy przez kobiety.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.