Synowie i córki Króla


GN 05/2016

publikacja 28.01.2016 00:15

Uwiódł ich i choć początkowo bardzo Mu się opierali i robili wszystko, by „zmienił temat”, w końcu pozwolili się uwieść. Udowadniali Mu, że się nie nadają, ale On miał inne zdanie. Sześć poruszających historii na ostatni dzień Roku Życia Konsekrowanego.


Synowie i córki Króla
   roman koszowski /foto gość Mariusz Orczykowski 
franciszkanin konwentualny, Kraków


Do zakonu wysłali mnie… rodzice. Kończyłem podstawówkę, a ponieważ delikatnie mówiąc, nie byłem zbyt grzecznym chłopakiem, rodzice, którzy bali się, czy wyrosnę na dobrego człowieka, po rozmowie z proboszczem uznali, że świetnym pomysłem będzie posłanie mnie do szkoły prowadzonej przez zakonników. (śmiech) Do franciszkanów w Legnicy. Ucieszyłem się. Zawsze jakaś egzotyka. Perspektywa, że wyjadę z domu w Kamiennej Górze do szkoły z internatem była ekscytująca, bardziej niż to, co Bóg dla mnie przewidział. 
Miałem 14 lat. Pierwsze wrażenie było lekko przerażające. Wielki gmach byłej kolegiaty jezuickiej. Już wchodząc na korytarz, byłem przerażony. Gdzie ja jestem? Co tu ze mną zrobią?
Szkoła nauczyła mnie samodyscypliny, samozaparcia. Codziennie mieliśmy Msze Święte. Dziś widzę, że wówczas Bóg zaczął pracować w moim życiu. Poznawałem zakon, życie św. Franciszka, chłonąłem zwłaszcza opowieści misjonarzy. Inspirowały mnie te historie. Potężnym świadectwem była dla mnie śmierć Michała i Zbigniewa, naszych franciszkanów z Peru. Zrodziła się we mnie myśl: jeśli mam być zakonnikiem, to takim jak oni. Radykalnym. Na 100 procent. Nie chcę życia tanio sprzedać. 


Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.