Mahomet spotyka Jezusa

Jacek Dziedzina

|

GN 49/2015

publikacja 03.12.2015 00:15

W linii ciągłej potomek Alego, zięcia Mahometa. Członek najznakomitszego rodu w Iraku. Stracił wiarę w islam po dokładnej lekturze… Koranu. Został chrześcijaninem dzięki koledze z koszar, którego wcześniej chciał „przyprowadzić do Allaha”. Za zdradę islamu rodzeni bracia strzelali do niego na pustyni. To prawdziwa historia, której nie pokażą w Hollywood.

Mahomet spotyka Jezusa Mohammed Al-Musawi – Joseph Fadelle głosił w Polsce rekolekcje pod hasłem „Wiara, która kosztuje” henryk przondziono /foto gość

Mohammed Al-Musawi. Nie tylko imię, popularne wśród muzułmanów, łączyło go z Prorokiem, twórcą islamu. Również nazwa rodu, Musawi, dawała jemu i jego rodzinie uprzywilejowane miejsce w irackim społeczeństwie. Imam Musa był jednym z potomków Alego, kuzyna i zarazem zięcia Mahometa. Dla szyitów (jeden z dwóch głównych, obok sunnitów, nurtów w islamie) Ali jest równie ważny jak Mahomet. Dziś ród Musawich jest obecny m.in. w Iranie, Iraku i Libanie. Należeli do niego nawet ajatollah Chomeini, przywódca islamskiej rewolucji w Iranie, oraz szejk Nasrallah, lider Hezbollahu. Mohammed Musawi pamięta, że jego ojciec, głowa rodu, był otoczony najwyższym szacunkiem przez Irakijczyków i ta cześć spływała też na pozostałych członków rodziny, na niego samego i jego dziewięciu braci. Dziesięć sióstr, z racji pozycji kobiety w islamie, mogło być co najwyżej... dumnych z ojca i braci. Mohammed był oczkiem w głowie ojca, który wyznaczył go na swojego następcę. Co trzeba jeszcze dodać, by zrozumieć, jak wielkim szokiem była wiadomość, że pupil głowy rodu został chrześcijaninem? Po chrzcie w sąsiedniej Jordanii przyjmuje imię Jusuf. Dziś, jako Joseph Fadelle, mieszka we Francji, nawet tam zmieniając co jakiś czas miejsce zamieszkania z obawy przed zemstą dawnych współwyznawców. Jego własny wuj wyciągając rewolwer, powiedział: „Twoja choroba nazywa się Chrystus i nie ma na to lekarstwa. Nigdy się z tego nie wyleczysz...”. Spotykamy się w Polsce, na Lubelszczyźnie, gdzie Joseph głosi rekolekcje pod hasłem „Wiara, która kosztuje”. Akurat on lepiej niż ktokolwiek wie, co to dosłownie znaczy.
 

Spać z chrześcijaninem?!

Był rok 1987, trwała wojna iracko-irańska. Mohammed miał 23 lata, dostał wezwanie do wojska. Jak mówi, nie miał ochoty służyć sunnicie Saddamowi Husajnowi, którego szyici uważali za wroga. Do tego za grosze. On, który w wieku 14 lat zrezygnował z dalszej edukacji szkolnej, bo przyszłość zapewniała mu pozycja ojca i całego rodu, teraz musiał słuchać przełożonych, „niżej” urodzonych. I do tego ten współlokator w koszarach... chrześcijanin. W jego domu chrześcijanie byli uważani za nieczystych wyrzutków, politeistów, z którymi nie można mieć kontaktu.

– Masud był pierwszym chrześcijaninem, jakiego w życiu spotkałem – mówi Joseph. – Gdy dowiedziałem się, że będziemy współlokatorami, krzyknąłem: „Ja, z rodu Musawi, mam spać z jakimś chrześcijaninem?”. Kiedy nie udało się zmienić lokatora, postanowiłem, że od razu pokażę mu, kim jestem. Przedstawiłem się chłodno i wyniośle: „Jestem szlachetnie urodzony, Musawi, pochodzę od samego Proroka” – wspomina. – Zauważyłem jednak, że Masud cieszy się sympatią i szacunkiem u pozostałych. Sam z czasem stwierdziłem, że faktycznie jest godny tej sympatii. W końcu zrobiło mi się nawet przykro, że taki fajny gość, a jest chrześcijaninem. Pierwszą myślą było zatem to, by sprowadzić go na właściwą drogę i przyprowadzić do Allaha. Wierzyłem, że w ten sposób uratuję go od piekła. Do tego byłaby to moja zasługa za pozyskanie wyznawcy – w nagrodę miałem otrzymać pałac w niebie, jak uczy Koran. Poza tym inni muzułmanie też by to widzieli, dzięki czemu mój autorytet byłby jeszcze większy – opowiada Joseph, dawniej Mohammed.

Pożegnanie z islamem

Chcąc pokazać Masudowi, w jak wielkim tkwi błędzie, zapytał, czy chrześcijanie mają księgę podobną do Koranu. Gdy Masud powiedział mu o Biblii, Mohammed zaproponował, by przyniósł mu ją, a wtedy – pomyślał w duchu – pokaże mu, jak wielkim fałszerstwem jest chrześcijaństwo. Nie spodziewał się jednak reakcji Masuda, który zapytał, czy on zna Koran. Mohammed przyznał, że czyta zawsze w czasie ramadanu, ale bez większego zrozumienia, bo tak nauczają imamowie. Masud powiedział wtedy: „Przyniosę Ci Biblię, ale pod jednym warunkiem: przeczytaj najpierw cały Koran ze zrozumieniem. – Tego się w ogóle nie spodziewałem, ale przyjąłem warunek. Zacząłem czytać wersy Koranu z taką uwagą jak nigdy dotąd. I ku swojemu przerażeniu zacząłem dostrzegać coraz więcej sprzeczności w tej księdze. Nie mogłem znaleźć ukojenia, czytając wersy nakazujące gwałt, śmierć. Poszedłem do jednego szejka, żeby wytłumaczył mi na przykład wersy traktujące kobiety jako gorsze od mężczyzn, a nawet pozwalające na bicie ich za nieposłuszeństwo i robienie z nimi wszystkiego w sferze seksualnej. Odpowiedź szejka nie trafiła do mnie. Wtedy odesłał mnie do życiorysu Mahometa. Tylko że to dobiło mnie jeszcze bardziej, zwłaszcza gdy wyczytałem, że Prorok ożenił się z siedmioletnią dziewczynką, a gdy ożenił swojego adoptowanego syna, sam wziął sobie jego żonę, która przez to stała się jego siódmą kobietą. Powiem krótko: po tym wszystkim, co wyczytałem, życiorys Mahometa stał się dla mnie powodem bardziej do wstydu niż dumy. Po pewnym czasie poczułem, że w sercu rozstaję się powoli z islamem, że tracę grunt pod nogami, filar, na którym opierałem swoje życie, dumę z nazwiska i pochodzenia.

Chleb życia

Nie mówił jednak od razu Masudowi, co przeżywa. Przecież miał go nawracać na islam, a teraz sam przestał być muzułmaninem. Wierzył dalej w Boga, ale czuł pustkę, bo stracił religię. Masud przywiózł, zgodnie z obietnicą, Biblię, ale dopiero po 5 miesiącach. – Gdy Masud zapytał, czy chcę przeczytać Ewangelię, zgodziłem się bez entuzjazmu, bo już nie miałem intencji nawracania go na islam – przyznaje.

Zanim jednak dostał Biblię do rąk, miał sen. Jedyny, który pamiętał od czasów dzieciństwa. Dokładnie w noc przed powrotem Masuda z przepustki. – Widziałem, że stoję koło rzeki, blisko brzegu, metr od wody, a po drugiej stronie była postać mężczyzny. I czułem wyraźnie przynaglenie, żeby zbliżyć się do niego. Chciałem przeskoczyć przez rzekę, ale poczułem, że zawisnąłem w powietrzu. Nie mogłem ani spaść, ani się cofnąć, ani dojść na drugi brzeg. Mężczyzna wyciągnął rękę i powiedział: jeśli chcesz przejść przez tę rzekę, musisz spróbować chleba życia. Obudziłem się i stwierdziłem, że nigdy wcześniej nie słyszałem tego określenia, to było zupełnie nieznane w naszej kulturze. Tego samego dnia po przyjeździe Masud dał mi Ewangelię. Doradził, żeby zacząć czytać od św. Mateusza. Ja jednak otworzyłem najpierw przypadkowy fragment Ewangelii według św. Jana. I pierwszym zdaniem, jakie w życiu przeczytałem w Biblii, było: „Ja jestem chlebem życia”.
 

Od drzwi do drzwi

Apetyt na „nową naukę” rośnie w nim w miarę czytania kolejnych fragmentów Ewangelii. Gdy w końcu mówi Masudowi, że wierzy w Jezusa, spotyka się z reakcją, której się nie spodziewał. Masud wyraźnie się wystraszył. Wiedział, z czym się wiąże konwersja muzułmanina – dla niego samego, jako „sprawcy”, i dla konwertyty. W końcu jednak staje się przewodnikiem wiary dla Mohammeda. On sam, po zakończeniu służby wojskowej, zaczyna potajemnie dojeżdżać do centrum Bagdadu, do dzielnicy chrześcijańskiej. Początkowo jeszcze chodzi w piątki do meczetu, ale z czasem zaczyna mu to ciążyć coraz bardziej. W Bagdadzie dobija się, dosłownie, do różnych kościołów, z prośbą o chrzest lub choćby wpuszczenie na liturgię. Nie potrafi zrozumieć, dlaczego nikt nie chce go ochrzcić. W końcu udaje mu się dostać do jednego z biskupów. Gdy mówi, że jest muzułmaninem i wierzy w Chrystusa, przerażony hierarcha każe mu wyjść. W końcu w jednym z kościołów niemal krzyczy do duchownego, że to już dziesiąty kościół, w którym nie chcą go przyjąć. – Później to zrozumiałem, to były małe wspólnoty, wszyscy się znali, a w kraju, gdzie konwersja jest zabroniona, obcy, czyli muzułmanin, był traktowany jako przysłany na przeszpiegi – mówi dzisiaj.

W międzyczasie ojciec Mohammada „znajduje” mu żonę. W czasie gdy nie ma ochoty na małżeństwo i ślub muzułmański, z przyklejonym uśmiechem poślubia kobietę o imieniu Anwar. Po dwóch latach pojawia się syn, potem córka. Żona z czasem zauważa, że mąż regularnie w niedzielę gdzieś wyjeżdża. Zaczyna podejrzewać, że chodzi o inną kobietę. Mówi mu o tym, naciska, by powiedział prawdę. – Musiałem przyznać się przed nią, że jestem chrześcijaninem. Była w szoku. Islam traktuje kogoś takiego jak nieczystego, więc nie mogła się zbliżyć do mnie, wyjechała do domu rodzinnego. Byłem pewien, że mnie wyda i zaraz przyjadą, żeby mnie aresztować lub od razu zabić. Po paru dniach zadzwoniłem do niej, dowiedziałem się, że nikomu nic nie powiedziała. Poprosiłem, żeby wróciła i wysłuchała mnie. Zgodziła się i została. Przez kolejne półtora roku rozmawialiśmy, ona czytała o Jezusie, w końcu przyszła do mnie i powiedziała, że islam jest jej obcy i też wierzy w Jezusa – wspomina Joseph.

Chrzest w Jordanii

Teraz oboje zaczęli dojeżdżać co niedzielę do kościoła. Trafili w końcu do ojca Gabriela, który zaczął ich przygotowywać do chrztu. Jednak to nie on go udzieli. Wkrótce każe im wyjechać do bardziej tolerancyjnej Jordanii, żeby nie ściągać niebezpieczeństwa na wspólnoty chrześcijańskie w Iraku.

Zanim jednak doszło do ucieczki, Mohammed przeszedł próbę ognia. Bracia, którzy chyba nigdy nie wybaczyli mu jego uprzywilejowanej pozycji w relacjach z ojcem, zaczęli podejrzewać go o związki z chrześcijanami. Pod nieobecność Mohammeda weszli do jego domu i zobaczyli tam Biblię. Zapytali syna, gdzie tata jeździ w niedzielę. Syn zrobił znak krzyża...

– Ojciec wezwał mnie do domu. W salonie siedzieli on i moi bracia. Założyli mi kajdany na ręce i na nogi. Powiedzieli, że pojedziemy do muftiego, żeby ten wydał wyrok zgodny z szarijatem. Mufti wydał wyrok na piśmie, z pieczęcią, ogłosił fatwę: zostałem skazany na śmierć. Wieźli mnie od niego samochodem, byłem przekonany, że zastrzelą mnie gdzieś na pustyni, ale okazało się, że zawieźli mnie do więzienia – opowiada. W celi spędził 14 miesięcy. Przez 3 miesiące był torturowany i zmuszany do wyrzeczenia się wiary w Chrystusa, pytany o kontakty i duchownych, którzy go prowadzą. Bez skutku. Pytam, czy wie, dlaczego nie zabili go od razu, choć mieli taką możliwość. – Przypuszczam, że jako Musawi byłem traktowany specjalnie, może liczyli na to, że pod wpływem tortur szybko się wycofam i wrócę do islamu – przyznaje. Wiedział, że fatwa ciągle na nim ciąży, dlatego po wyjściu z więzienia znowu jak najszybciej chciał przyjąć chrzest, żeby umrzeć jako chrześcijanin. Wtedy usłyszał od o. Gabriela nakaz, jak wspomina, wypowiedziany „w imieniu Kościoła”: musisz wyjechać z Iraku.

Tak zrobił. Z żoną i dwójką dzieci wyjechał do Jordanii. W Ammanie, stolicy kraju, 22 lipca 2000 roku cała czwórka przyjmuje chrzest, który Mohammed (odtąd Jusuf) niemal wymusił na tamtejszym biskupie. Kościół, należący do jednego z zakonów, wskazał ks. Bassam Rabah. Wybrał dużą świątynię, która miała wiele wejść z różnych stron – to ze względów bezpieczeństwa. Sam ks. Rabah nie przyjeżdża jednak na uroczystość, w której uczestniczy w sumie 9 osób. Kilka dni po chrzcie na ulicy w Ammanie drogę nowo ochrzczonemu Jusufowi zastępuje... czterech jego braci i wuj.
 

Koran groźny dla muzułmanów

Odnaleźli go w Jordanii i przyjechali wypełnić polecenie ojca: nawrócić na islam albo zabić. Obowiązek wykonania fatwy, w tym wypadku zabicia za zdradę islamu, w pierwszej kolejności ciąży na najbliższej rodzinie. Napadli na niego na ulicy, wsadzili do samochodu i wywieźli poza miasto. – Przez trzy godziny rozmawialiśmy, mówiłem im o miłości Chrystusa. To ich jeszcze bardziej rozsierdziło. W końcu brat wyciągnął pistolet i powiedział, że muszą wykonać fatwę, bo sprawdza się powiedzenie, że kto jest zarażony chrześcijaństwem, na tego nie ma lekarstwa. Zaczął biec, oni strzelali za mną, w końcu upadłem, straciłem przytomność, obudziłem się w szpitalu. Miałem zranioną tylko jedną nogę. Znajomy zakonnik przyjechał po mnie, a potem przez 8 miesięcy tułałem się od domu do domu, każdego dnia zmieniając miejsce zamieszkania – ciągnie opowieść.

Przez kilka miesięcy stara się o wizę do Francji. W końcu wylatują całą rodziną. Minęło już 14 lat, ale nawet tam nie może czuć się swobodnie. – Od czasu do czasu policja nakazuje nam zmienić miejsce zamieszkania ze względów bezpieczeństwa. Z tego powodu dzieci muszą często zmieniać szkołę. Teraz upłynęły już 2 lata od czasu ostatniej przeprowadzki – dodaje. Po latach zadzwonił do brata, który do niego strzelał. Zadzwonił z Belgii, żeby nie namierzyli żadnego francuskiego numeru. Brat powiedział mu tylko, że ojciec i matka już nie żyją. Żadnych rozmów o religii.

– Muzułmanie są normalnymi ludźmi, nie można powiedzieć, że wszyscy są opanowani przez nienawiść – mówi. – Dopiero w Koranie znajdują inspirację do zabijania. Zamachowcy robią to w imię Koranu i tam znajdują nakaz, żeby tak się zachowywać. I ci z Państwa Islamskiego są wzorem muzułmanina zaangażowanego. Wszystko, co robi Państwo Islamskie, jest usprawiedliwione przez Koran. Muzułmanie jako ludzie są tacy jak wszyscy, ale to, co ich deformuje, to Koran. Koran jest zagrożeniem dla samych muzułmanów.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.