Śmiech spod wieka fortepianu

Barbara Gruszka-Zych

|

GN 40/2015

publikacja 01.10.2015 00:15

Przed wejściem na estradę Martha Argerich chciała uciekać, a Krystian Zimerman zjadł podwójny obiad. Konkurs Chopinowski to nie tylko święto muzyki, ale i wielkie nerwy.

Prof. Andrzej Jasiński jest wybitnym pedagogiem. Aż troje jego uczniów wygrało Konkurs Chopinowski: Krystian Zimerman, Krzysztof Jabłoński i Magdalena Lisak Prof. Andrzej Jasiński jest wybitnym pedagogiem. Aż troje jego uczniów wygrało Konkurs Chopinowski: Krystian Zimerman, Krzysztof Jabłoński i Magdalena Lisak
Roman Koszowski /Foto Gość

Profesor Andrzej Jasiński już dziewięć razy zasiadał w jury Konkursu Chopinowskiego. W opisującej historię konkursów książce Stanisława Dybowskiego pokazuje mi humorystyczny rysunek Gwidona Miklaszewskiego. Widać na nim mężczyznę, który strofuje innego, podnoszącego wieko fortepianu: „Niech pan tego nie robi, ja tam włożyłem magnetofon z nagraniem Małcużyńskiego”.

Z każdego konkursu zostają w pamięci nie tylko genialne wykonania, ale i mnóstwo anegdot. Każdy z młodych pianistów chciałby wypaść jak najlepiej. Wielu przed wyjściem na scenę kreśli znak krzyża. Profesor uważa, że nie wypada Pana Boga prosić: „Spraw, żebym pokonał innych”. – Każdy z kandydatów może modlić się o to, żeby pokonał swoją słabość – mówi. – Przy okazji występów wykładam uczniom moją filozofię udziału w konkursie: „Graj nie dla jurorów, ale najpierw dla kompozytora, a potem dla całej sali, każdy werdykt przyjmij ze spokojem”.

Profesor Jasiński podkreśla, że konkursy to hołd złożony Chopinowi. Występują w nich młodzi wirtuozi, rozumiejący przesłanie kompozytora. – Respektowanie przesłania nie ogranicza ich indywidualności – mówi. – Dobrze, kiedy każdy z grających pokazuje osobisty stosunek do tego, co wykonuje. Chopin, kiedy proszono go do salonów, grywał za każdym razem inaczej.

Lornetką w jurora

Piękno może przestać zachwycać, jeśli jest podane w nadmiarze. Odczuwają to jurorzy, którzy w sali koncertowej muszą spędzać co najmniej 8 godzin dziennie. Czasem zdarza się, że znużeni przesłuchaniami zapadają w drzemkę. – Kiedyś siedzący na widowni Japończycy wyśledzili przez lornetkę śpiącego jurora – opowiada profesor. – Potem w japońskiej prasie ukazał się złośliwy artykuł, że na Konkursie Chopinowskim oceniający śpią, budząc się jedynie, gdy słychać oklaski. Nawiasem mówiąc, sam nieraz podczas przesłuchań miałem ochotę się zdrzemnąć. Teraz już wiem, że kiedy w trakcie słuchania pięknej muzyki widzę jakiś filmik wyświetlający mi się w głowie, to muszę się mieć na baczności. „Bracie, uważaj” – mówię sobie wtedy.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.