Język się obroni

Piotr Legutko

|

GN 37/2015

publikacja 10.09.2015 00:15

O złej wymowie, kulturowym chaosie i „marszałkiniach” z dr hab. Mirosławą Mycawką, językoznawcą, rozmawia Piotr Legutko.

Dr hab. Mirosława Mycawka Dr hab. Mirosława Mycawka
jest adiunktem w Katedrze Współczesnego Języka Polskiego na Wydziale Polonistyki UJ. Zajmuje się m.in. kulturą języka, współczesnym słownictwem i frazeologią oraz językiem propagandy politycznej.
Miłosz Kluba /Foto Gość

Piotr Legutko: Dawno, dawno temu włączało się telewizję, by posłuchać literackiej polszczyzny… Dziś to zdanie brzmi jak szkolna czytanka.

Mirosława Mycawka: Ale to prawda, media były kiedyś uważane za autorytet językowy. I nic nie zmuszało nadawców, by z tej roli się wycofali na pozycje, gdzie schlebia się tanim gustom. A dzisiaj nie bardzo wiadomo, gdzie szukać wzorców. Kiedyś w TVP i PR sprawdzano zarówno kompetencje językowe, jak i komunikacyjne kandydatów na prezenterów. W komisjach konkursowych zasiadał sam prof. Aleksander Bardini. Dziś zupełnie inne cechy decydują w mediach o naborze pracowników: głównie tupet i przebojowość. W efekcie upowszechniany jest kiepski standard języka.

Co decyduje o jego „kiepskości”?

Na pewno niechlujstwo językowe, ogromna liczba prostych błędów, np. mówienie „te zadanie”, „te dziecko”. Zamiast „tą drogą” słyszymy „tom drogom”. Nikt tego nie koryguje, błędy przybierają rozmiar epidemii, a rażą zwłaszcza wśród dziennikarzy.

Czy językoznawca ma jakieś narzędzia, by na to reagować?

Ostatnio naraziłam się pani poseł Pawłowicz, bo zwróciłam jej uwagę na Facebooku, że nie używa się formy czasownika „wziąść”. I wyjaśniłam, jakie są w tej kwestii zasady języka polskiego. Uważałam, że wobec pani profesor, którą szanuję, jest to mój obowiązek. W odpowiedzi dowiedziałam się, że z pewnością jestem sympatyczką PO. (śmiech)

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.