Prezydent jednego elektoratu

Barbara Fedyszak-Radziejowska

|

GN 31/2015

publikacja 30.07.2015 00:15

Pod sztandarem walki z przemocą i bezpłodnością prezydent Komorowski wprowadza do praw Rzeczypospolitej regulacje, które mają zmienić większość Polaków w wyborców PO.

Prezydent jednego elektoratu

Prezydentura Bronisława Komorowskiego dobiega końca. Wydaje się bardziej podobna do kadencji Lecha Wałęsy niż Aleksandra Kwaśniewskiego, który nie zawiódł swoich lewicowych wyborców, a ludzi „Solidarności” zaskoczył akceptacją dla wejścia Polski do NATO. O szczególnym charakterze prezydentury Komorowskiego zadecydował nie tylko początek – tragiczna katastrofa Tu-154M pod Smoleńskiem, która skróciła kadencję prezydenta Lecha Kaczyńskiego – lecz liczba rozczarowań jego wyborców. Spodziewali się konserwatysty, katolika i zasłużonego opozycjonisty z czasów PRL, a otrzymali prezydenta, który w ścisłej współpracy z rządem PO zabiegał o poparcie wyborców lewicy, zarówno postkomunistycznej, jak i tej „nowoczesnej”, spod znaku Palikota. Taka polityka przyniosła połowiczny sukces. Pomimo że elektorat SLD, Twojego Ruchu i innych „lewicowo-liberalnych” ugrupowań wyraźnie stopniał i przeniósł się do Platformy, B. Komorowski przegrał wybory prezydenckie 2015 roku, a sukces jego partii w wyborach do Sejmu nie wydaje się prawdopodobny.

Jednak nie wszystko zostało zmarnowane. Sondaż CBOS [85/2015] z przełomu kwietnia i maja tego roku tak charakteryzuje elektorat PO: „Znacząco więcej w nim zwolenników pogłębiania integracji europejskiej” i „mniej krytycznych opinii o wprowadzeniu euro w Polsce”. Zwolennicy PO częściej wspierają proeuropejskie aspiracje Ukrainy oraz „priorytet dbania o dobre relacje z Rosją”(!). W kwestiach światopoglądowych są bardziej liberalni niż przeciętnie, więcej tu zwolenników prawnego uznania związków partnerskich zawieranych przez osoby tej samej płci oraz złagodzenia restrykcji ograniczających aborcję. Blisko połowa zwolenników PO (47 proc.) uważa, że konkordat między Polską a Stolicą Apostolską jest zbędny. Dla porównania „elektorat SLD należy do najbardziej proeuropejskich zwolenników pogłębiania integracji”. Od wyborców PO różni się prorosyjskimi sympatiami oraz przekonaniem (58 proc.), że Polska nie powinna angażować się na Wschodzie. Ponad połowa zwolenników SLD uważa konkordat za niepotrzebny, a w kwestii aborcji i związków jednopłciowych sympatycy lewicy są bardziej liberalni niż przeciętnie. Elektoraty SLD i PO bardzo się więc do siebie zbliżyły, co osłabiło lewicę i wzmocniło Platformę. Nic dziwnego, że jednoczący lewicę L. Miller mówi: „Trzeba stawić czoła polskiej prawicy”, bo B. Komorowski i PO wciąż skutecznie podkradają mu wyborców, zachowując zarazem poparcie tych, którzy wierzą w liberalno-konserwatywny wizerunek „obozu władzy”. Zbudowanie zwycięskiej „europejskiej partii liberalnej”, modernizującej świadomość Polaków, nie jest łatwe. I to nie tylko dlatego, że rośnie w siłę elektorat Prawa i Sprawiedliwości, który pozytywnie ocenia konkordat i rolę Kościoła w Polsce, sprzeciwia się liberalizacji ustawy o ochronie życia poczętego i uprawomocnienia związków jednopłciowych. Jest także sceptyczny wobec „pogłębiania integracji europejskiej”. Ponad połowa (53 proc.) opowiada się za zachowaniem niezależności w UE, a większość (77 proc.) jest przeciwna wprowadzeniu euro.

Większy problem stanowią dla Platformy zwyczajni Polacy. Nawet w jej własnym elektoracie co trzeci (29 proc.) wyborca nie chce „pogłębiania integracji europejskiej”, połowa (49 proc.) sprzeciwia się euro oraz prawie połowa (47 proc.) nie chce legalizacji związków jednopłciowych. Dlatego budowanie partii „modernizującej” świadomość Polaków musi (!) odbywać się w swoistej konspiracji. To dlatego Platforma zabiega o wizerunek partii „środka” i „wolności”, a w praktyce razem z prezydentem Komorowskim konsekwentnie wprowadza w życie ustawy, które prowadzą do liberalizacji (czyli modernizacji) postaw Polaków. Ratyfikowała konwencję, zwaną „antyprzemocową”, która definiuje „płeć społeczno-kulturową” (art. 3) oraz zapowiada (art.14) wprowadzenie do programów nauczania „na wszystkich etapach edukacji treści dotyczących… niestereotypowych ról społeczno-kulturowych”. Prezydent Komorowski podpisał ustawę o „leczeniu niepłodności” i skierował jeden z jej zapisów do Trybunału Konstytucyjnego. To pomoże utrzymać dwa wróble w jednej garści – liberalną lewicę i liberalnych konserwatystów pod jednym sztandarem PO.

Zachowanie poparcia dla „proeuropejskiej, liberalnej i modernizującej Polaków” partii wymaga – jak widać – działań maskujących. A w tej roli bardziej wiarygodni są platformerscy „konserwatyści” niż J. Palikot. Bo zwyczajni Polacy wciąż są wierni nauczaniu św. Jana Pawła II i akceptują prawo chroniące ludzkie życie oraz rodzinę (tak jak tradycyjnie definiuje ją art. 18 Konstytucji RP). Dlatego zmiana dokonana „wprost” nie wydaje się dzisiaj możliwa. Ale ustawa o in vitro to dobrze pomyślany koń trojański, który podobnie jak „antyprzemocowa” konwencja ma „zmodernizować” nasze postawy. Pod pretekstem współczucia dla tych, którzy nie mogą mieć dzieci, oswoi Polaków z akceptacją dla selekcji ludzi oraz „usuwania” lub mrożenia niepełnosprawnych i „niepotrzebnych” zarodków. Tak pod sztandarem walki z „przemocą i bezpłodnością” prezydent Komorowski wprowadza do praw Rzeczypospolitej regulacje, które mają zmienić większość Polaków w wyborców PO. W demokratycznym systemie ma do tego prawo. Jednak ta sama demokracja obliguje, by czynił to z otwartą przyłbicą, bez maskującego wizerunku katolika konserwatysty.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.