Okno na prawdę

GN 21/2015

publikacja 21.05.2015 00:15

O geniuszu Benedykta XVI, 
majstrowaniu przy sumieniu i dobru, które jest zadziorne, 
z ks. prof. Jerzym Szymikiem rozmawia
 Szymon Babuchowski

Ks. prof. Jerzy Szymik Ks. prof. Jerzy Szymik
Roman Koszowski /Foto Gość

Szymon Babuchowski: Ukazał się III tom trylogii Księdza Profesora, zatytułowanej „Theologia Benedicta”. Długo już trwa przygoda z dziełem Josepha Ratzingera?


Ks. prof. Jerzy Szymik: Równe 10 lat. 19 kwietnia 2005 r., tuż po konklawe, na balkon bazyliki św. Piotra wyszedł Benedykt XVI, skromny, wycofany, przejęty. Przypomniały mi się słowa z góry Tabor, jakbym je słyszał: „To jest mój Syn umiłowany, Jego słuchajcie”. To nie było nic nadzwyczajnego – miliony katolików kojarzą różne słowa Ewangelii z postacią papieża – ale jednak czułem się tak, jak w późnym dzieciństwie, kiedy zaczynałem rozumieć, że mam być księdzem: prowadzony… No i potem przez 3 lata przeczytałem prawie wszystko, co napisał, potem rok myślałem nad koncepcją trylogii, a potem – czytając równolegle jego nowe papieskie teksty – przez 6 lat ją pisałem. Ręcznie, żelowym długopisem, dla radości wodzenia dłonią po czystej karcie papieru i zaczerniania jej myślą... W dniu, kiedy zacząłem pisać III tom, zadzwonił Tomek Jaklewicz: Jurek, papież ustąpił. To było kwadrans po napisaniu pierwszego zdania. 


Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.